O
Boże, jak mi się go chciało! Śliniłam się do niego od momentu, kiedy
firma Pangaea pokazała prototyp na targach w Pekinie. Nie przerażało
mnie nawet to, że miał dostać twarz średnio lubianego przeze mnie
Orlando Blooma, bo nawet Bloom miewa od czasu do czasu zacne role, a
występu w filmie „Królestwo niebieskie”, na podstawie którego stworzono
tę figurkę, wcale nie musi się wstydzić.
Najważniejsze
było to, że pan figurek będzie rycerzem w „prawdziwej” zbroi. Bijcie
mnie, gryźcie i drapcie, ale będę twardo obstawać przy tym, że nic tak
nie dodaje chłopu seksapilu, jak dobrze skrojony strój bojowy. Czym
byłby Superman bez swojego kultowego, obcisłego wdzianka lub Batman bez
zbroi?* No właśnie! Nikim szczególnym. Panowie w ich typie robią się
nieodparcie pociągający dopiero w chwili, gdy wciągają na grzbiet
stosowne przebranie i ruszają do walki o słuszną sprawę. Takoż rzecz ma
się i z rycerzami. Zakuci w stal herosi stanowią widok nad wyraz ponętny
i skłaniający serce do czułych potknięć.
* * *
* * *
* * *
* * *
Balian z Ibelinu jest moją pierwszą figurką, która nie została
wyprodukowana przez firmę Hot Toys. Miałam w związku z tym lekkie
obawy, które okazały się zupełnie niesłuszne, bo Pangaea wypuściła
produkt równie wypieszczony, co figurkowy gigant, a może nawet i lepszy,
bo tańszy (a jak wiadomo Stare Zgredy lubią to, co najlepsze i
najdorodniejsze, a jednocześnie najtańsze i w największej obfitości).
Rycerz,
jak przystało na ciężkozbrojnego wojownika, przyjechał w pełnym
rynsztunku i z mieczem w dłoni, gotowy, by spuścić komuś łomot, lecz
jego chęć walki z Saracenami przerodziła się gwałtownie w miłosne
gruchanie, bo zamiast brodatych rycerzy Saladyna bitny templariusz
natknął się na urodziwą Saracenkę i stało się – Amor po raz kolejny
odniósł sukces nad Marsem.
Oto hoża Saracenka. Będę o niej pisać w jednej z kolejnych notek
Pudło,
z którego wyłuskałam Baliana, jak to z opakowaniami od figurek bywa,
jest wielkie i nieporęczne, co po raz kolejny wymusza na mnie
główkowanie, jak upchnąć taki kawał tektury w ograniczonym metrażu, tak,
aby nikomu nie wadził. Właściwie to mogłabym się go pozbyć, ale nie
zrobię tego ze względu na jego funkcjonalność – dzięki systemowi
plastikowych przegródek pudełko mieści w sobie dużą ilość drobnych
akcesoriów, które lubią się gubić lub walać po nieodpowiednich
miejscach.
Design pudła jest bardzo prosty, ale za to mylący. Otóż zdjęcie, zdobiące frontową ścianę, przedstawia prototyp figurki, który znacznie różni się od produktu finalnego. Muszę przyznać, że do zakupu skusił mnie właśnie wygląd prototypu, przedstawiającego mężczyznę po trzydziestce, o ostrej i wyrazistej twarzy, pełnej zacięcia i bojowego ducha. Rycerz, skrywający się w czeluściach opakowania, ma natomiast twarz łagodną i melancholijną. Gdyby wygolić mu na czubku głowy tonsurę i przebrać w habit, to byłby z niego sympatyczny braciszek zakonny.
Oto twarz prototypu:
A tu już na powrót „the real deal”:
* * *
* * *
Podobieństwo
do Orlando Blooma, którego tak się bałam, jest, ku mojej radości, dość
nikłe. Wiele osób, które oglądały figurkę z bliska, rozpoznało w niej
zupełnie innego hollywoodzkiego aktora, a mianowicie Kita Harringtona,
gwiazdę serialu „Gra o tron”. Niektórzy wysuwali nawet tezę, że jest to
przebrany w rycerski strój Jezus Chrystus. Być może miałoby to pewien
sens w świecie Mortimera Madderdina, wykreowanym przez Jacka Piekarę
(pamiętacie obrazoburczy cytat z okładki, promujący cykl?)
Tak czy siak krzyżowiec dostał twarz dość przyjemną dla oka, w dodatku okoloną „prawdziwymi”, lubiącymi się puszyć włosami. Ponieważ moja cierpliwość do powiewających frywolnie kosmyków jest nadzwyczaj niska, Balian był zmuszony przejść wieczystą stylizację fryzury za pomocą pianki i lakieru do włosów. Gąszcz na głowie został ulizany, przyklepany i związany gustownym rzemykiem. Fryzura poprawiła się na jakieś pół godziny, a później samoistnie powróciła do stanu pierwotnego. Strasznie nieusłuchane te kłaki. Nie mam do nich siły. Jeśli chcą fruwać na wszystkie strony, to ja im wolności ograniczać nie będę.
Myślę,
że prawdziwy że Balian z Ibelinu, czyli postać historyczna, której
oddano hołd filmem „Królestwo niebieskie” i później przekuto na figurkę,
nie nosił aż tak długich włosów, no i nie był młodzieniaszkiem o
pyszczku zatroskanego yorkshire terriera, ale że do dziś zachowało się
niewiele jego podobizn, więc i tak nie da się tego sprawdzić.
* * *
* * *
„*” Dość oczywista odpowiedź na tak postawione pytanie brzmi: „Byliby bardzo przystojnymi golasami”
niezmiennie zachwyca rycerz
OdpowiedzUsuńbo jak może NIE ZACHWYCAĆ?!
Rycerz i z twarzy i z duszy musi być jak kryształ, a kryształ to piękna rzecz ;)
UsuńO jejku i ja na pierwszy rzut oka pomyślałam, że to Jon Snow, tylko ciuchy takie za bardzo rycerskie. Toż to faceci w czerni w wydaniu Georga R.R. Martina tak się nie ubierali. Istotnie do Orlando to on mało podobny, ale i tak cudny jak poranek. Nawet z sznytami na twarzy mu do twarzy! Włosy niesforne też bym zostawiła w spokoju. Wszak rycerz w ferworze bitewnym na wygładzanie fryzury nie ma czasu.
OdpowiedzUsuńPoszłam na łatwiznę i nasmarowałam mu łepetynę ludzką glazurą do włosów :P
UsuńJest rewelacyjny, choć i ja w pierwszym momencie pomyślałam o Jonie Snow. Choć "Królestwo niebieskie" a jakże, oglądałam.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ogromnie. Czy mogłabym zamówić kiedyś zdjęcie obok Saracenki, żeby zobaczyć jakiej on dokładnie jest wielkości?
Piekarę czytałam, cytat pamiętam. :D
Oj, trudno będzie, bom Saracenkę sprzedała :)
UsuńSzkoda. ;)
Usuń