Siedzę ostatnio w domu, pracując "zdalnie" i zaczynam wykazywać objawy zdurnienia. Długie zamkniecie mi nie służy, ani pod względem fizycznym ani psychicznym. Choć nie jestem człowiekiem, który lubi obracać się wśród wielu znajomych i non stop z kimś przebywać, to jednak brakuje mi widoku swobodnie rozmawiających ludzi na ulicach, w sklepach i w środkach transportu. Zabawa lalkami zdecydowanie nie jest w stanie zastąpić kontaktu z żywym człowiekiem. Dobrze, że całą najbliższą rodzinę mam wokół siebie, bo inaczej byłoby krucho :)
Korzystając z przymusowego uziemienia posprzątałam zasoby lalkowe, zrobiłam remanent w witrynie, przenosząc część towarzystwa w stan spoczynku i przejrzałam co na Allegro piszczy. Niestety wieje tam nudą i piszczy "starymi nowościami", czyli nie bardzo jest na czym zawiesić oko. Dostępne na Allegro Barbie straszą słodką i mało wyrazistą twarzyczką Millie, do której, mimo prób i chęci, nie zdołałam się przyzwyczaić.
Trochę dziwi mnie, czemu Mattel, mając w swojej historii tyle udanych barbiowych moldów, zdecydował się postawić na tak nijaką buźkę.
Weźmy na tapetę pierwszy pod względem historycznym matellowski mold dla Barbie - ostry, drapieżny i wyrazisty niczym eksperymentalny jazz dla koneserów. Choć nie wierzę, że współczesne dzieci byłyby w stanie nim się zachłysnąć (już raczej udławić), to jednak jego posągowość robi wrażenie, tyle, że paradoksalnie trzeba do niego "dorosnąć".
A co z Barbie naszej młodości - Superstar i Mackie? Czy nie były przepiękne? Ta pierwsza czarowała urokiem dziewczyny z sąsiedztwa, wiecznie uśmiechniętej, pozytywnie nastawionej do życia, umiejącej wcielić się zarówno w zapaloną sportsmenkę, lekarza, żołnierza jak i damę z wyższych sfer, a wszystko to z wdziękiem i niewymuszenie.
Za to Mackie, niczym stonowana siostra Superstara, aż raziła elegancją, nawet w najprostszych lalkach playline. Niby prosta, okrąglutka twarz z małym noskiem, bardzo wydatnymi ustami i dużymi oczami, a w rękach odpowiednich makijażystów stawała się czystą doskonałością. No i jej uśmiech, kopiujący słynny uśmiech Mony Lisy! Nikt mi nie wmówi, że to zwykłe nic!
Korzystając z przymusowego uziemienia posprzątałam zasoby lalkowe, zrobiłam remanent w witrynie, przenosząc część towarzystwa w stan spoczynku i przejrzałam co na Allegro piszczy. Niestety wieje tam nudą i piszczy "starymi nowościami", czyli nie bardzo jest na czym zawiesić oko. Dostępne na Allegro Barbie straszą słodką i mało wyrazistą twarzyczką Millie, do której, mimo prób i chęci, nie zdołałam się przyzwyczaić.
Trochę dziwi mnie, czemu Mattel, mając w swojej historii tyle udanych barbiowych moldów, zdecydował się postawić na tak nijaką buźkę.
Weźmy na tapetę pierwszy pod względem historycznym matellowski mold dla Barbie - ostry, drapieżny i wyrazisty niczym eksperymentalny jazz dla koneserów. Choć nie wierzę, że współczesne dzieci byłyby w stanie nim się zachłysnąć (już raczej udławić), to jednak jego posągowość robi wrażenie, tyle, że paradoksalnie trzeba do niego "dorosnąć".
Barbie - pierwszy mold z 1958 roku
A co z Barbie naszej młodości - Superstar i Mackie? Czy nie były przepiękne? Ta pierwsza czarowała urokiem dziewczyny z sąsiedztwa, wiecznie uśmiechniętej, pozytywnie nastawionej do życia, umiejącej wcielić się zarówno w zapaloną sportsmenkę, lekarza, żołnierza jak i damę z wyższych sfer, a wszystko to z wdziękiem i niewymuszenie.
Za to Mackie, niczym stonowana siostra Superstara, aż raziła elegancją, nawet w najprostszych lalkach playline. Niby prosta, okrąglutka twarz z małym noskiem, bardzo wydatnymi ustami i dużymi oczami, a w rękach odpowiednich makijażystów stawała się czystą doskonałością. No i jej uśmiech, kopiujący słynny uśmiech Mony Lisy! Nikt mi nie wmówi, że to zwykłe nic!
Barbie - mold z ery Superstar
Barbie - mold z ery Mackie
Nie wydaje mi się, aby Millie była w stanie wytrzymać konkurencję z żadną Barbie z przeszłości. Nie ostałaby się nawet przed Barbie z moldem GG, który już w czasach swojego debiutu wydawał się płaski i nieciekawy. A jednak i GG miał swoje przebłyski, bo bez wątpienia był bardzo plastycznym typem twarzy. Kiedy matellowscy projektanci na poważnie brali go "w obroty", to naprawdę iskrzyło! Tu kłania się stara zasada, ze jak się chce, to się da! Jeśli się nad czymś w pocie czoła pracuje, to nawet z najgorszego paskudztwa da się zrobić coś ujmującego urodą, a GG przecież skończonym paskudztwem nie jest!
Barbie - mold z ery GG
Patrzę na powyższe zdjęcia i jednocześnie zerkam na swoją jedyną Millie. Nie jestem w stanie zobaczyć w niej lalki kultowej, ba, nie widzę w niej nawet lalki zapamiętywalnej!
Barbie - mold Millie
Nie zarzucę jej braku urody, bo ma miłą, młodzieńczą twarzyczkę. Sęk w tym, że nie umiem jakoś wyobrazić jej sobie w żadnej bardzo eleganckiej stylizacji. Do Millie nie pasują stroje "z epoki", nie odnajdzie się również jako modelka prezentująca współczesną modę. Brak jej na to charakteru i siły przebicia.
Chciałabym, aby projektanci Mattel spróbowali kreatywnie pochylić się nad tą twarzą i zaproponować dla niej coś innego, niż znamy ze sklepowych półek. Skoro w przeszłości możliwe było tworzenie różnych wersji makijażowych na jednym moldzie (taki Superstar ma w swojej historii ponad 800!) i obdarzać ten sam mold różnymi fryzurami o różnych kolorach, to czemu Millie pozbawiono takich możliwości? Ileż można zachwycać się standardową blondynką o prostych włosach i niebieskich oczach, które u każdej kolejnej wyglądają prawie identycznie? Czy na Millie nie starczyło już kolorów w maszynach, które nadrukowują buzie? Jeśli tak, to wolę przerzucić się na lalki "gorszych sortów", jak choćby Defa Lucy, które przy całej tandetności swojego wykonania trochę się między sobą różnią.
laleczka z serii Defa Lucy - tani, współczesny klon lalek Barbie
Chciałabym, żeby Millie jak najszybciej zniknęła, zastąpiona ciekawszym i bardziej udanym moldem. Tylko czy kolejny rzeczywiście będzie lepszy i ciekawszy? Boję się, że może być jeszcze bardziej bezpłciowy, niż nieszczęsna Millie :(