Jedną z najgorszych rzeczy, które rodzice mogą zupełnie nieświadomie i bez złych zamiarów zrobić swojemu podrastającemu dziecku, jest oddanie jego zabawek i książek innym dzieciom. W takim przypadku, gdy w dorosłym już człowieku na powrót rozbudzi się sentyment do utraconych rzeczy, będzie musiał borykać się z wieloma przeciwnościami, by je odzyskać. Proces ten jest szczególnie męczący, jeśli utracone przedmioty należały do mało popularnych serii, które jak meteory - mignęły w sprzedaży i szybko szybko z niej zniknęły. Pół biedy, jeśli są to lalki Barbie - te uchowały się w dużych ilościach u amerykańskich kolekcjonerów i przy odrobinie dobrej woli da się je sprowadzić zza granicy. O wiele trudniej jest, gdy szuka się jakiegoś taniutkiego klona, produkowanego na rynki wschodniej Europy. Takie lalki przenikały na zachód w ilościach śladowych i szanse na ich ponowne wypłynięcie na jakiejś aukcji są nikłe.
Piszac o lalce, zapamiętanej z dzieciństwa i utraconej na rzecz kuzynostwa, mam na myśli Babie - niskojakościowego klona Betty Teen, otrzymanego pod choinkę w 1989 lub 1990 roku. Był to okres, kiedy bardzo intensywnie marzyłam o lalce Barbie, którą oglądać mogłam wyłącznie u koleżanek z podwórka. Wierzyłam, że dostanę jakąś na święta, lecz tak się nie stało. Dlatego prezent w postaci Babie był dla mnie dużym rozczarowaniem. Dopiero gdy upłynął jakiś czas przywiązałam się do tej skromnej laleczki.
Babie przemieszkała na półce z zabawkami przez kilka lat, po czym przy okazji przeprowadzki rodziny na nowe siedliszcze, wywędrowała w świat - do innych dzieci. Nie przejmowałam się jej brakiem. Byłam nastolatką z pierwszymi "dorosłymi" problemami. Gdzież mi wtedy było do lalek! Zatęskniłam za Babie dopiero w dorosłym życiu, kiedy była już tylko niewyraźnym śladem z przeszłości.
Babie przemieszkała na półce z zabawkami przez kilka lat, po czym przy okazji przeprowadzki rodziny na nowe siedliszcze, wywędrowała w świat - do innych dzieci. Nie przejmowałam się jej brakiem. Byłam nastolatką z pierwszymi "dorosłymi" problemami. Gdzież mi wtedy było do lalek! Zatęskniłam za Babie dopiero w dorosłym życiu, kiedy była już tylko niewyraźnym śladem z przeszłości.
Pierwszy trop zagubionej lalki z dzieciństwa odszukałam na blogu koleżanki, która zachował swoją Babie z dziecinnych lat: Babie - czyli moje pierwsze spotkanie z klonem
Wystarczyło jedno spojrzenie na jej lalkę w pudełku i już wiedziałam, że moje wspomnienia z dzieciństwa przetrwają, bo zyskały godną pożywkę:
Wystarczyło jedno spojrzenie na jej lalkę w pudełku i już wiedziałam, że moje wspomnienia z dzieciństwa przetrwają, bo zyskały godną pożywkę:
Źródło: venusinbox.blogspot.com/2013/12/babie-czyli-moje-pierwsze-spotkanie-z.html
To była ona - kuzynka mojej Babie! Różniła się kolorem włosów i strojem (moja lalka była blondynką i nosiła błękitne trykoty do aerobiku), ale twarzyczka oraz szczegóły ciała oraz pudełko były identyczne. Zachwyciłam się tym sieciowym znaleziskiem i postanowiłam, że spróbuję poszukać wśród kolegów podobnej lalki - już nie raz dobrzy ludzie ratowali mnie w potrzebie, więc może znowu się uda?
Intuicja nie zawiodła :) Jedna z facebookowych koleżanek miała w swoich zbiorach identyczną lalkę, z którą nie bardzo wiedziała co zrobić, ale nie mogła zdobyć się na jej wyrzucenie. Nie pozwalał jej na to głęboko ukorzeniony szacunek dla zabawek. Po piętnastominutowej rozmowie na messengerze zgodziła się odstąpić mi klonika.
Jaka to była radość móc znowu trzymać ją w rękach! To, że jest to taniutka lalka-wydmuszka na rozklekotanym ciałku i z poczochranymi włosami nie miało dla mnie żadnego znaczenia.
* * *
Nie zdążyłam jeszcze nacieszyć się odzyskaną lalką, a tu - kolejna niespodzianka. Podczas przeglądania kloników na eBayu natknęłam się na jeszcze jedną lalkę tego typu. Cudownym zaskoczeniem było to, że miała ona swoje oryginalne pudełko i była w stanie NRFB. Sprzedawała się w formie licytacji. Złożyłam ofertę i w napięciu czekałam do końca aukcji, maltretując się myślą, że ktoś jeszcze będzie chciał ją kupić, jakby ludzie nie mieli ciekawszych rzeczy do nabycia niż takie brzydale.
Uspokoiłam się dopiero wtedy, gdy pudło z lalką trafiło do moich rąk. Znów mogłam dotknąć Babie, zapakowanej w oryginalną tekturkę. Radość mącił tylko jeden szczegół - na pudełku widniała nazwa "Jessica". Mimo to nie miałam wątpliwości, że zdobyłam właśnie taką lalkę, o jaką mi chodziło. Widocznie klonów w jej typie było więcej i nadawano im różne nazwy, by rozróżnić na jaki rynek mają trafić. Tłumaczę sobie, że Jessica była przeznaczona na eksport do USA, a Babie miała trafić do Polski i krajów byłego ZSRR.
* * *
* * *
* * *
* * *
* * *
Czy udało mi się zaspokoić moją dziecięcą potrzebę posiadanie Babie? Tak, zdecydowanie tak! Marzy mi się jeszcze, że kiedyś odzyskam taką samą laleczkę, jaką miałam w młodości, ale nie są to już marzenia, które spędzają mi sen z powiek. Jak da Bóg, to się jeszcze zdarzy - ot co!