Zimno!
Podczas porannych dojazdów do pracy okrutnie marznie mi nos.
Chciałabym, żeby choć na chwilę wróciło lato. Tymczasem, w chłodnej,
jesiennej atmosferze, przerywanej co jakiś czas posikiwaniem z chmurek,
cieszę się towarzystwem rudowłosej „słonecznej” panienki, czyli
Solariane.
* * *
* * *
Lalki
Solariane, pieczętujące się stempelkiem „Camay” to nic innego jak
taniutkie klony lalek Tammy, bardzo popularne w latach 70 i 80-tych na
terenie zachodniej Europy. Od oryginałów różnią się przede wszystkim
prostotą wykonania – ich ubożuchne, odlane z pustego plastiku ciała, są
lekkie i podatne na uszkodzenia. Za to łepetyny to już inna bajka i to
akurat z tych bajek, które czyta się z przyjemnością. Główki są odlane z
gumy i bogato rootowane. Czupryny są miękkie i miłe w dotyku – aż chce
się je trochę poczochrać ;)
Wiedziona
skruchą, iż większość moich notek o lalkach jest uboga w fakty
historyczne i pisana „po łebkach”, zadecydowałam, że tym razem włożę w
swoją blogową paplaninę trochę więcej pracy i spróbuję odgrzebać jakieś
ciekawe, a ogólnie nieznane fakty o Solariankach. Doszukałam się
mizernej garsteczki, bo choć lalki te są znane i wzbudzają u zbieraczy
ciepłe uczucia, to jednak nikt nie próbował ich dotąd skatalogować.
Stąd fakty o nich, nie zawarte w pierwszych akapitach mojej notki,
przedstawiają się następująco:
Opakowanie.
W zależności od kraju sprzedaży Solariane były dostępne w opakowaniu
lub bez. Zresztą „opakowanie” to chyba za dużo powiedziane, bo chodzi o
przezroczystą saszetkę bez żadnych oznaczeń. Wersje saszetkowe były
rozprzestrzenione głównie we Francji. W Niemczech Solariane sprzedawano
bez opakowania, w sklepach „dzianinowych”, handlujących akcesoriami do
robótek ręcznych. Kiedy gospodyni domowa szła do takiego sklepu
zaopatrzyć się we włóczkę (bo na przykład chciała zrobić ukochanemu
wnuczkowi sweterek na drutach), to przy okazji mogła dokupić też lalkę.
Jak podają źródła internetowe Solarianki dołączano także jako „gratisy”
do zestawów, zawierających wzory robótek na drutach i szydełku, czyli
były to typowe lalki „do obdziergania”.
Nazwa.
We Francji na lalkę mówiono – Solariane, w Wielkiej Brytanii – Camay, w
Niemczech – Pagine. Nazwa Pagine wzięła się od marki włóczki, do której
dołączano lalkę w gratisie.
Dystrybutor.
Firma Prisunic, zarządzającą dość popularną (szczególnie we Francji)
siecią sklepów, w których sprzedawano niedrogie towary codziennego
użytku: ubrania, utensylia kuchenne, AGD z niższej półki itp.
Wygląd lalek
charakteryzował się dużą powtarzalnością – oczy były niezmiennie szare,
z identyczną liczbą rzęs na górnej powiece (trzy rzęski). Włosy –
krótkie, zebrane w zgrabną kopkę, która nie bardzo dawała się ułożyć w
inny kształt, z powodu krótkości kosmyków. Kolory włosów – od blondu po
kruczą czerń. Dziś najtrudniej jest upolować blondynkę. Główki
wykonywano z gumy, ciało – z twardego plastiku, pustego w środku.
Makijaż nanoszono natryskowo, za pomocą aerografu, za wyjątkiem rzęs i
brwi, które malowano ręcznie.
Ubranka.
Niektóre z lalek były wyposażone w materiałowe ubranka.
Najpopularniejszym i bardzo często przewijającym się na fotografiach w
sieci strojem było niebieskie body z białą oblamówką. Ubranka haniebnie
farbowały, o czym przekonałam się dość boleśnie, piorąc trykoty swojej
lalki. Farby, których użyto do nadania koloru szmatkom, nie wytrzymują
kontaktu z wodą i puszczają sok, który natychmiastowo wżera się we
wszystkie białe elementy. Co gorsza, jeśli ubranko długo pozostawało na
lalce, to na bank będzie ona upstrzona ciemnymi plamami.
Oznaczenia. Na główce brak klejma, natomiast na plecach umieszczono logo firmy „Camay” oraz informacje o miejscu produkcji – „Hong Kong”
Ze
smutkiem stwierdzam, że nie wygrzebałam już więcej informacji z sieci
ani z literatury. Kloniki to wciąż czarna dziura na lalkowej mapie
wszechświata. Być może udałoby mi się znaleźć trochę wiadomości o nich w
jakiejś lalkowej encyklopedii, ale do tej pory żadna nie powstała.
Jedynymi pozycjami, poświęconymi klonom są bardzo trudno dostępne
książki, autorstwa lalkowego pasjonata z Flickr, które w ekspresowym
tempie zniknęły z serwisu Amazone i teraz trudno je dostać:
* * *
Na
koniec pozwolę sobie podać kilka linków do stron bogatych w zdjęcia
tych laleczek. Są to głównie blogi francuskojęzycznych pasjonatów lalek,
którzy mają godne zazdrości kolekcje:
Śliczna panienka i piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuń