Kocham
lalki, ale nie zmienia to faktu, że patrzę na nie krytycznym okiem i
oceniam w większości negatywnie. Najbardziej lubię pastwić się nad
schodzącymi na psy pod względem jakości barbiopodobnymi (Mattel już na
całość poszedł w sztywne cielska, wtłaczane w coraz to brzydsze stroje,
którym skąpi się nie tylko wcięcia w talii, lecz nawet estetycznego
obrębienia brzegów), ale nie stosuję żadnej taryfy ulgowej i dla innych
gatunków. Na równi wyżywam się choćby na dostępnych obecnie lalkach od
Integrity Toys, których elitarność jest li wyłącznie sprawą mniejszych
nakładów poszczególnych serii.
Wyraz
swojemu rozczarowaniu dałam już w notce o Poppy Parker, a teraz
pociągnę temat dalej, bo mimo licznych zarzutów zapraszam przecież do
siebie kolejne twory wypchnięte z fabryki Integrity Toys, i, co bardzo
mnie śmieszy, są to kolejne „całuśnice”. Przez całuśnice rozumiem lalki o
specyficznym, ssąco-cmokającym ułożeniu ust, które sugeruje, że za
chwilę, niczym stare ciotki, zaatakują kogoś mokrym całusem w policzek
lub w czółko. Z lat dziecinnych pamiętam, że szczerze nie cierpiałam
takich oznak rodzinnych afektów i próbowałam się od nich wykręcić, gdy
tylko mogłam.
Ponieważ
obecność Poppy w pełni zaspokaja moją próżność posiadania
całuśnicy-kobitki, dla zachowania przeciwwagi „płciowej” zaopatrzyłam
się w dwóch całuśnych typków z męskich wybiegów mody, czyli Callumów
Windsorów.
Callumowie
wyszli z łona tej samej matki, ale ojców musieli mieć różnych, bo choć
gęby są z tego samego odlewu, to zupełnie niepodobne. Cieszy mnie to
niepomiernie, bo mogą być używani przy różnych okazjach – ciemnowłosy,
gdy podniesie mi się poziom zapotrzebowania na klasyczną ładność, a
blondyn w chwilach, gdy po głowie kocić się będzie obraz zarośniętego
drwala :P
* * *
W
związku z tym, że towarzystwo zjechało na włości w stanie gołym i
wesołym, zostałam zmuszona do poszukiwań jakiejś znośnej konfekcji
męskiej, co okazało się dość trudne, z braku takowej na rynku. Na
początku, łudząc się, że jakoś to będzie, zapakowałam dziadygi w
oryginalne ubrania zrabowane matellowskim Fashionistom, które okazały
się, jak to było do przewidzenia, sporo za ciasne. Nawet biorąc pod
uwagę stopień mojego ubraniowego zboczenia, które dopuszcza w orbitę
zainteresowań naprawdę obcisłe stroje, to upychanie lalek w spodnie, nie
dopinające się w okolicy rozporka, było nie do przyjęcia. Co innego
ubiór podkreślający seksapil, a co innego, kiedy z dziury na siedzeniu
lub innej lokalizacji wygląda coś, co nie powinno.
Na
ratunek przybyło Allegro, które co jakiś czas kokietuje
nieprzewidzianymi okazjami zakupowymi. Tym razem były to zestawy dla
nowszej generacji Kenów „Basics”, które przy użyciu odpowiedniej siły,
zaprawionej desperacją, dały się wciągnąć na obydwu młodzieńców i zakryć
rejony cielesnego rozpasania.
Sukces
odzieżowy sprawił, że spoczęłam wdzięcznie na laurach, a sporządzenie
notki o chłopakach odłożyłam na zaś. Minęło pół roku, a mnie olśniło, że
właściwie mogłabym coś o nich skrobnąć, bo idą grudniowe święta, a
chciałam pokazać ich jeszcze w tym roku, więc jeśli się nie zbiorę za
robotę, to więcej już takiej okazji nie będzie. Przez głowę przechodziły
mi nawet myśli, żeby zasponsorować Callumom porządną sesję na śniegu,
ale że białego puchu mieliśmy tyle, co kot napłakał, więc mi się
odechciało i poszłam na łatwiznę, czyli jak zwykle strzeliłam fotki „z
łapy” przy sztucznym oświetleniu i na tle jakiejś przypadkowej szmaty
(wywyższenia do roli tła fotograficznego doznała zasłonka w
przedpokoju).
Z
całego serca chciałam ukazać urodę obydwu obwiesi, ale im bardziej
gnębiłam ich zdjęciami, tym bardziej docierało do mnie, że wyglądają
niczym sfochane karpie maszerujące w pochodzie pod tęczową flagą. Mnie
ten stan rzeczy nie przeszkadza, ale nie obrażę się, jeśli ktoś
zasugeruje, że Callumowie wyglądają z deczka (albo i z kilogramka) jak
transwestyci.
Jakościowo
panowie nie odbiegają od bieżącej produkcji IT, czyli nie ma się czym
zachwycać. Oszpecono ich zarówno liniami odlewowymi na ciele jak i niską
jakością kompletnie nie układającego się włosia. Właśnie dlatego tak
starannie zakryłam jak największe połacie ich ciał, aby zgodnie z
wczesnodziecięcym przekonaniem „jak czegoś nie widać, to tego nie ma”,
udawać, że są znacznie fajniejsi niż w rzeczywistości. Dla potwierdzenia
tej tezy sypnę garścią zdjęć. A nuż ktoś z Was da się trochę oszukać i
stwierdzi, że chłopcy nie są wcale tacy najgorsi, a nawet mogą budzić
ciepłe uczucia :)
* * *
* * *
* * *
* * *
* * *
* * *
* * *
* * *
* * *
* * *
* * *
zbyt dziewczęcy ci panowie jak dla mnie
OdpowiedzUsuńale warci obejrzenia bez wątpienia :)
Ano tacy cipkowaci :P
UsuńPosiadam tylko kilku kenów, którzy nie mają obojczyków, a integrity je mają więc już ich kocham. Podaj proszę dokładne nazwy, przeszukam sobie świat by choć jeden zawitał w me progi xD
OdpowiedzUsuńWpisz w wyszukiwarce hasło Integrity toys homme - wyskoczy chłopów na kopy :)
UsuńRzeczywiście, stwierdzam, że przy całej tej męskiej kwadratowości jest w tych panach coś kobiecego. Nie są przystojni, raczej piękni, tak czy siak cieszą oczy. Jakie mają cudowne rozwiane włosy!
OdpowiedzUsuńI główki im się nie zginają. Ale są ładni, szczupli i długonodzy, a to dla mnie czynniki kuszące :)
Usuń