Uwaga!
Poniższy wpis zawiera zdjęcia i wyrażenia, które nie nadają się dla
oczu delikatnych, łatwo gorszących się osób. Moim zdaniem są to rzeczy
dość niewinne, ale jako że jesteśmy ludźmi o różnej wrażliwości, więc
wolę zawczasu uprzedzić. Proszę, nie bijcie za odrobinę świntuszenia i
nie budźcie w sobie inkwizytora.
Pchle
targi mają dla mnie ogromną siłę przyciągania – wracam tam cyklicznie, a
gdybym mogła, to jeździłabym w każdy weekend. Moimi ulubionymi
miejscami w Warszawie są targ Koło i targ Olimpia, gdzie na rozłożonych
na ziemi ceratkach wylegują się cenne artefakty z przeszłości, nierzadko
w towarzystwie zwykłych śmieci. Najważniejszą zasadą jest to, by takie
bazary odwiedzać w godzinach porannych, bo po pierwsze primo – po
południu większość sprzedawców zwija już swój majdan, a po drugie primo –
koło godziny 10-tej połowa kupczących mydłem i powidłem jest już po
kilku głębszych i ledwo kontaktuje, a druga wchodzi już w stan błogości.
Pchle
targi mają swoją niepowtarzalną aurę i nawet, jeśli wychodzi się z nich
z pustymi rękami, to czego się człowiek nasłucha i napatrzy, bywa
cenniejsze od materialnych nabytków. Ze swojej ostatniej wizyty na
Olimpii wyniosłam na przykład taką rozmowę między kupującym a
sprzedawcą:
– Panie, a co to takiego?
– A nie wiem, ale stare.
– A skąd pan to wziął?
– Panie, to ze strychu. Kto by tam spamiętał z którego!
– A do czego to mogłoby służyć?
Sprzedawca bierze przedmiot w ręce, obraca z góry na dół, ściąga brwi w zamyśleniu: – Na moje oko to część jakiegoś urządzenia, silnika może …
Klient przestępuje z nogi na nogę, zastanawia się, w końcu pyta: – A drogie to?
– A dla pana to dziesięć złotych.
– Takie nie wiadomo co?
– No niech będzie siedem, szefuniu!
– Biorę!
– A nie wiem, ale stare.
– A skąd pan to wziął?
– Panie, to ze strychu. Kto by tam spamiętał z którego!
– A do czego to mogłoby służyć?
Sprzedawca bierze przedmiot w ręce, obraca z góry na dół, ściąga brwi w zamyśleniu: – Na moje oko to część jakiegoś urządzenia, silnika może …
Klient przestępuje z nogi na nogę, zastanawia się, w końcu pyta: – A drogie to?
– A dla pana to dziesięć złotych.
– Takie nie wiadomo co?
– No niech będzie siedem, szefuniu!
– Biorę!
Brylant,
nie rozmowa, a przecież to nie wszystko, co można na takim bazarze
podłapać. Jeśli się dobrze rozejrzeć, to w oko wpadają takie rarytasy,
że głowa mała. Na przykład wspaniały egzemplarz krajowej sztuki
ceramiczno-erotycznej, hit zdobniczy sprzed kilkudziesięciu lat, czyli
statuetka pana Fiucikowskiego czyniącego awanse pani Cycusiowej (pardon
za słownictwo, ale inaczej tej dwójki nie da się nazwać).
* * *
Najgorzej
po ryneczkach łazi się w gorące dni. Wiadomo – słońce praży jak na
plaży, pot kapie, człek sapie (przaśność tego wersu spowodowała, że
ścierpły mi dziąsła). No ale nie ma nic za darmo. Jak się nie
nachodzisz, to niczego nie znajdziesz. Dla przykładu – urokliwej
królewny Śnieżki, leżącej na kupie Monster Hajów, straszliwie starannej
życiem Fleur i pozbawionej rączek Sandy (huraaaa, mam kolejną Sandy!)
Śnieżka
zachowała się najlepiej z całej trójki. Oprócz braku stroju zupełnie
nic jej nie dolega. Ani jej nikt włosów nie skołtunił, ani głowy nie
urwał, ani mazakami nie upiększył. Aż trudno mi było uwierzyć, że taka
ładna lalka znalazła się na bazarze.
Druga
dzieweczka została znaleziona u pana, trudniącego się sprzedażą
zabawek, stojącego ze swoim majdanem w pełnym słońcu, na samym środku
targu. Kiedy tylko zobaczyłam piętrzącą się na jego stoliku kupę lalek,
wiedziałam że jestem w raju. Co prawda większość z oferowanych zabawek
były to lalki porcelanowe, minki i wymęczone Steffi nowszego typu, ale
sam fakt, że mogłam przez chwilę pogrzebać w lalkowej hałdzie, nastroił
mnie pozytywnie na resztę dnia, a kiedy wyciągnęłam na światło boże
Sandy-inwalidkę, to wręcz chciało mi się tańczyć z radości. Nie szkodzi,
że laleczka ma tylko jedną rączkę, w dodatku pozbawioną dłoni. Dzięki
podpowiedzi dobrego człowieka wiem, że podobny typ łapek mają Steffi
Love z serii „Mystic girls”. Jak tylko jakąś dorwę po taniości, to
zrobię Sandy przeszczep. Jeśli ktoś z Was ma na stanie wybawioną
„mistyczkę” i nie żywi do niej głębszych uczuć, to niech wie, że chętnie
ją przejmę w charakterze dawcy rąk dla Sandy!
Trzecia
bida była brudna, poczochrana i smętna, ale za to względnie cała i
ubrana (obecnie w jej ciuchach paraduje Śnieżka). Z niej ucieszyłam się
najmniej, bo Fleur jakoś nigdy nie były w centrum moich zainteresowań,
ale i tak wzięłam ją ze sobą. Zakładam, że w przyszłości może przydać
się na wymianę za jakiś fajny lalkowy artefakt. Na razie dziewuszka
porządnie się odmyła i wskoczyła do pudła z lalkowymi sierotami, gdzie
odsypia lata zaniedbania i tułaczki. Stopień jej zapuszczenia jest
ogromny – laleczka potrzebuje rzęs, nowych włosów oraz porządnego
odczyszczenia ciała, szczególnie w okolicach łączenia kończyn z
tułowiem, gdzie plastik po prostu się rozpuścił. Widzę przed sobą wiele
pracowitych jesiennych wieczorów
Świetny łup, gratulacje :)
OdpowiedzUsuńJak ja się cieszyłam, kiedy wracałam z nimi, bezpiecznie schowanymi w torbie, do domu :)
UsuńJaka piękna jest Twoja Śnieżka- podoba mi się bardzo choć za księżniczkami nie przepadam, zwłaszcza te od Hasbro mnie odstręczają. Mieszka pod moim dachem jedna taka Elsa i jej siostra Anna - strasznie irytująco to stuka kończynami, jak uderzanie o siebie dwoma kawałkami drewna. Za to Twoja królewna jest urocza i niebanalna. Z lalek o królewskim rodowodzie podoba mi się jeszcze seria Disney Princess Premier Series - księżniczki na czerwonym dywanie, piękne i szykowne. Śnieżka jest moją ulubienicą w tej serii, ale przygarnęłabym każdą z nich bez wyjątku. Twoja natomiast ma ogromny potencjał i myślę, że byłoby jej ładnie właśnie w jakimś nie śnieżkowym ciuchu.
OdpowiedzUsuńJuż dostała stosowną sukienkę! Jedna zdolna kobitka wystawia prace na Allegro i udało mi się wygrać jedną z jej aukcji :)
UsuńŚnieżka wciąż poza mym domostwem
OdpowiedzUsuńnadal roztacza swój czar nade mną!
Grażynko, na Allegro często bywają w bardzo akceptowalnych cenach!
Usuń