piątek, 20 września 2019

Bazarowe bidy - WPIS ODZYSKANY

Uwaga! Poniższy wpis zawiera zdjęcia i wyrażenia, które nie nadają się dla oczu delikatnych, łatwo gorszących się osób. Moim zdaniem są to rzeczy dość niewinne, ale jako że jesteśmy ludźmi o różnej wrażliwości, więc wolę zawczasu uprzedzić. Proszę, nie bijcie za odrobinę świntuszenia i nie budźcie w sobie inkwizytora.


Pchle targi mają dla mnie ogromną siłę przyciągania – wracam tam cyklicznie, a gdybym mogła, to jeździłabym w każdy weekend. Moimi ulubionymi miejscami w Warszawie są targ Koło i targ Olimpia, gdzie na rozłożonych na ziemi ceratkach wylegują się cenne artefakty z przeszłości, nierzadko w towarzystwie zwykłych śmieci. Najważniejszą zasadą jest to, by takie bazary odwiedzać w godzinach porannych, bo po pierwsze primo – po południu większość sprzedawców zwija już swój majdan, a po drugie primo – koło godziny 10-tej połowa kupczących mydłem i powidłem jest już po kilku głębszych i ledwo kontaktuje, a druga wchodzi już w stan błogości.


Pchle targi mają swoją niepowtarzalną aurę i nawet, jeśli wychodzi się z nich z pustymi rękami, to czego się człowiek nasłucha i napatrzy, bywa cenniejsze od materialnych nabytków. Ze swojej ostatniej wizyty na Olimpii wyniosłam na przykład taką rozmowę między kupującym a sprzedawcą:

– Panie, a co to takiego?
– A nie wiem, ale stare.  
– A skąd pan to wziął?
– Panie, to ze strychu. Kto by tam spamiętał z którego!
– A do czego to mogłoby służyć?
Sprzedawca bierze przedmiot w ręce, obraca z góry na dół, ściąga brwi w zamyśleniu: – Na moje oko to część jakiegoś urządzenia, silnika może …
Klient przestępuje z nogi na nogę, zastanawia się, w końcu pyta: – A drogie to?
– A dla pana to dziesięć złotych.
– Takie nie wiadomo co?
– No niech będzie siedem, szefuniu!
– Biorę!

Brylant, nie rozmowa, a przecież to nie wszystko, co można na takim bazarze podłapać. Jeśli się dobrze rozejrzeć, to w oko wpadają takie rarytasy, że głowa mała. Na przykład wspaniały egzemplarz krajowej sztuki ceramiczno-erotycznej, hit zdobniczy sprzed kilkudziesięciu lat, czyli statuetka pana Fiucikowskiego czyniącego awanse pani Cycusiowej (pardon za słownictwo, ale inaczej tej dwójki nie da się nazwać).


1

* * *

1


Najgorzej po ryneczkach łazi się w gorące dni. Wiadomo – słońce praży jak na plaży, pot kapie, człek sapie (przaśność tego wersu spowodowała, że ścierpły mi dziąsła). No ale nie ma nic za darmo. Jak się nie nachodzisz, to niczego nie znajdziesz. Dla przykładu – urokliwej królewny Śnieżki, leżącej na kupie Monster Hajów, straszliwie starannej życiem Fleur i pozbawionej rączek Sandy (huraaaa, mam kolejną Sandy!)


Śnieżka zachowała się najlepiej z całej trójki. Oprócz braku stroju zupełnie nic jej nie dolega. Ani jej nikt włosów nie skołtunił, ani głowy nie urwał, ani mazakami nie upiększył. Aż trudno mi było uwierzyć, że taka ładna lalka znalazła się na bazarze.


1


Druga dzieweczka została znaleziona u pana, trudniącego się sprzedażą zabawek, stojącego ze swoim majdanem w pełnym słońcu, na samym środku targu. Kiedy tylko zobaczyłam piętrzącą się na jego stoliku kupę lalek, wiedziałam że jestem w raju. Co prawda większość z oferowanych zabawek były to lalki porcelanowe, minki i wymęczone Steffi nowszego typu, ale sam fakt, że mogłam przez chwilę pogrzebać w lalkowej hałdzie, nastroił mnie pozytywnie na resztę dnia, a kiedy wyciągnęłam na światło boże Sandy-inwalidkę, to wręcz chciało mi się tańczyć z radości. Nie szkodzi, że laleczka ma tylko jedną rączkę, w dodatku pozbawioną dłoni. Dzięki podpowiedzi dobrego człowieka wiem, że podobny typ łapek mają Steffi Love z serii „Mystic girls”. Jak tylko jakąś dorwę po taniości, to zrobię Sandy przeszczep. Jeśli ktoś z Was ma na stanie wybawioną „mistyczkę” i nie żywi do niej głębszych uczuć, to niech wie, że chętnie ją przejmę w charakterze dawcy rąk dla Sandy!


1


Trzecia bida była brudna, poczochrana i smętna, ale za to względnie cała i ubrana (obecnie w jej ciuchach paraduje Śnieżka). Z niej ucieszyłam się najmniej, bo Fleur jakoś nigdy nie były w centrum moich zainteresowań, ale i tak wzięłam ją ze sobą. Zakładam, że w przyszłości może przydać się na wymianę za jakiś fajny lalkowy artefakt. Na razie dziewuszka porządnie się odmyła i wskoczyła do pudła z lalkowymi sierotami, gdzie odsypia lata zaniedbania i tułaczki. Stopień jej zapuszczenia jest ogromny – laleczka potrzebuje rzęs, nowych włosów oraz porządnego odczyszczenia ciała, szczególnie w okolicach łączenia kończyn z tułowiem, gdzie plastik po prostu się rozpuścił. Widzę przed sobą wiele pracowitych jesiennych wieczorów


1

6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Jak ja się cieszyłam, kiedy wracałam z nimi, bezpiecznie schowanymi w torbie, do domu :)

      Usuń
  2. Jaka piękna jest Twoja Śnieżka- podoba mi się bardzo choć za księżniczkami nie przepadam, zwłaszcza te od Hasbro mnie odstręczają. Mieszka pod moim dachem jedna taka Elsa i jej siostra Anna - strasznie irytująco to stuka kończynami, jak uderzanie o siebie dwoma kawałkami drewna. Za to Twoja królewna jest urocza i niebanalna. Z lalek o królewskim rodowodzie podoba mi się jeszcze seria Disney Princess Premier Series - księżniczki na czerwonym dywanie, piękne i szykowne. Śnieżka jest moją ulubienicą w tej serii, ale przygarnęłabym każdą z nich bez wyjątku. Twoja natomiast ma ogromny potencjał i myślę, że byłoby jej ładnie właśnie w jakimś nie śnieżkowym ciuchu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już dostała stosowną sukienkę! Jedna zdolna kobitka wystawia prace na Allegro i udało mi się wygrać jedną z jej aukcji :)

      Usuń
  3. Śnieżka wciąż poza mym domostwem
    nadal roztacza swój czar nade mną!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grażynko, na Allegro często bywają w bardzo akceptowalnych cenach!

      Usuń