piątek, 20 września 2019

Czas odnaleziony. Mini Fleur. Sprawa dla Sherlocka Holmesa już zamknięta - WPIS ODZYSKANY

Kończąc 2017 rok chciałabym podzielić się z Wami najradośniejszym lalkowym wydarzeniem z ostatnich 365 dni, które utwierdziło moją wiarę, że uparte dążenie do celu pozwala dojść do rezultatów, nawet jeśli w powszechnej opinii są one mało realne. Otóż dzięki życzliwości dobrego człowieka z Facebooka mogłam pożyczyć na jakiś czas Mini Fleur – zabawkę, której wszędzie wyglądałam przez ostatnie siedem lat, a która wydawała się wspomnieniem, które nigdy do mnie nie wróci. Tym samym mogę zamknąć krucjatę poszukiwawczą i spokojnie odetchnąć – możliwość dotknięcia maleńkiej Fleurki świetnie uspokoiła dawne tęsknoty.

Dwa poprzednie wpisy na temat tej lalki-widma znajdują się pod poniższymi adresami:

Zanim pokażę Wam maleństwo, za sprawą którego wybuchła wielka radość, pozwolę sobie napisać kilka słów o jego antenatach, tak bowiem się składa, że Mini Fleur jest zapomnianym klonikiem bardzo popularnej, matellowskiej serii „The Littles”.


„The Littles” zadebiutowali na rynku w latach 80-tych. Seria składała się z kilku laleczek, tworzących rodzinę – byli w niej tatuś i mamusia, oraz gromadka dzieci, a wszyscy oni drobniutcy i malusieńcy, bo w skali 2 i 1/2. Laleczki można było nabyć w opakowaniach, zawierających świetne mebelki. W sprzedaży był też domek, zdolny pomieścić całą rodzinę. W naszym kraju te maleństwa nie były popularne – chyba ich do nas w ogóle nie sprowadzano. Natomiast zachodni kolekcjonerzy pamiętają te laleczki bardzo dobrze, zresztą są one nadal dostępne w serwisach takich jak eBay czy Etsy.


W sieci nie ma o nich zbyt dużo informacji, ale mimo to znalazłam świetny wpis na blogu u angielskojęzycznej koleżanki: https://ostrobogulation.com/2010/10/21/mattel-the-littles-dollhouse/ Zachęcam Was do wizyty i obejrzenia jej zdjęć – dziewczyna zebrała nie tylko cały komplet najważniejszych postaci lecz posiada też w swych zbiorach piękny i bogato wyposażony domek. Jest na co popatrzeć!


Tymczasem i ja pokażę u siebie jak wyglądali Maluśkiewicze, posiłkując się zdjęciami z serwisu http://www.vecchigiocattoli.it i z eBaya

the Littles


the Littles


the Littles



1



1


Miłe maluszki, prawda? Nie zostało ich obecnie zbyt dużo – stąd ich ceny na eBayu przyprawiają o zawrót głowy.


Nasi lokalni przedsiębiorcy pokusili się o sklonowanie the Littles i przeszczepili te laleczki na polski grunt pod nazwą „Mini Fleur”. Tak przynajmniej utkwiły one w pamięci kolegów – lalkozbieraczy. Dowodu, w postaci opakowania, gdzie wyszczególnione byłyby nazwy producenta i  produktu, nie udało mi się odszukać w formie zdjęcia. Dlatego muszę zawierzyć wspomnieniom znajomych lalkowiczów i przyjąć, że nasza kopia Maluśkiewiczów rzeczywiście miała na imię, jak wspomniałam wyżej.


Mini Fleur była ubogą krewną amerykańskich laleczek. Przede wszystkim nie miała swojej rodziny – ani „męża” ani „dzieci”. Z jakiegoś powodu sklonowano wyłącznie jedną członkinię rodziny Littles’ów. Sądząc po kształtach Fleur musiała być to jedna z młodszych, dziewczęcych latorośli.


Fleur robiono na szybko. Świadczy o tym zarówno jakość samej lalki jak i jej stroju. Włosy wykonano z materiału przypominającego zbitą wełnę czesankową i naklejane na główkę jak czapeczkę (u egzemplarza, który u mnie gości włosów brak i bida świeci łysiną), zaś sukienkę stanowiło kółeczko, wycięte z materiału, w którym wycięto otwory na szyję i rączki. Rzecz jasna, żadna z krawędzi stroju nie była obrębiona. Laleczka nie miała także bucików. Niedbałość przy jej wykonaniu wychodzi z każdego kąta i aż razi. Biedny okruszek.


1

Twarzyczkę malowano ręcznie, co było dość ryzykowne przy jej niewielkich rozmiarach, bo pędzel, trzymany niewprawną dłonią, ma tendencję trochę błądzić i niejednokrotnie wyczarowuje niezapomniane, ekstrawaganckie makijaże.

Fleur był „trudną” zabawką. Ze względu na zaburzone proporcje i duży ciężar główki nie mogła samodzielnie stać ani siedzieć. Dodatkowo, ze względu na słabą jakość gumy, której użyto na jej odlanie, była wybitnie podatna na uszkodzenia, a jeśli się ktoś nią bawił zbyt intensywnie, to lalka szybko kończyła w kawałkach.


2


2


3


Mini Fleur wydaje się być naszą krajową osobliwością, której popularność nie przedarła się poza granice Polski. Próbowałam rozpytać się o nią u kolegów z innych krajów (Rosja, Litwa, Ukraina, Włochy, Czechy, Słowacja), ale zupełnie o niej nie słyszeli, choć znane są im inne lalki naszej produkcji.


Jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale marzy mi się, że krążąc kiedyś po jakimś targu, natknę się na pana lub panią, który na swoim stoisku będzie miał stosik takich drobin. W końcu na targach dzieją się cuda, a mamy jeszcze okres świąteczny, kiedy takie nieprawdopodobne historie mają prawo się wydarzyć. Kto wie, co przyniesie Nowy Rok? Mam nadzieję, że będzie to dużo dobrego dla nas wszystkich – na wszelkich płaszczyznach życia, także lalkowych

1 komentarz: