czwartek, 19 września 2019

Solidny kawał plastiku

Karina Busch to lalka, która wzięta do ręki bardzo przyjemnie ciąży, zupełnie jak Barbie z lat 80-tych. Jej waga wskazuje na solidne wykonanie z porządnych materiałów, na których nie poskąpiono, jak to bywa w przypadku dzisiejszych lalek. Gdyby ktoś bardzo się uparł, to za pomocą Kariny można byłoby tłuc orzechy (laskowe) i sądzę, że ta krzepko zbudowana dziewoja świetnie poradziłaby sobie z zadaniem ;)



Nie pamiętam, aby którakolwiek z moich koleżanek z dzieciństwa miała Karinę. O jej istnieniu oraz historii dowiedziałam się z bloga Mieszka: https://mybarbiecollection.home.blog/2011/04/29/karina-by-busch-lata-90/ Po przeczytaniu poświęconego jej wpisu oraz obejrzeniu fotografii zaczęłam się łakomie oblizywać - Karina wręcz nieprzyzwoicie mi się spodobała.

Długo trwało zanim udało mi się namierzyć Karinę w polskich serwisach sprzedażowych, ale warto było odczekać swoje, bo szczęście okazało się podwójne. Oprócz Kariny na aukcji był dostępny i jej ukochany - Marc. Zgarnęłam obydwoje - taki ze mnie chciwus!



Małżonkowie współdzielą dość ciężki typ urody, który u Kariny jest dodatkowo podkreślony wyrazistym makijażem oka i, co ciekawe, brakiem rumieńca na policzkach. To chyba jedyna znana mi lalka, która nie umie uroczo się zapłonić. Ot, taka malutka ciekawostka :)






Psi tyłek jako przerywnik. Psi tyłek włazi wszędzie, gdzie potencjalnie może zostać posmyrany pańską ręką. Na smyranie zawsze jest czas, a jak go nie ma, to psi ryjek zaczyna wydawać melancholijne i pociągłe dźwięki i czas się znajduje.

Poza tym Karina i Marc to lalki, posiadające same zalety. Serio, serio! Mówię to z pewnym przekonaniem, z jedną ręką na sercu, a drugą na kolanie (i to nie swoim!)

Obie lalki mają niezwykle gęsto rootowane włosy. U Kariny blond grzywa sięga poziomu kolan i pięknie błyszczy. Lalka może się nią otulić niby płaszczem i nic, zupełnie nic nie prześwituje nieskromnie spod spodu. Marc wyszedł z potyczek życiowych w ciut gorszym stanie włosowym. Jego "hełm" sfilcował się i ubił. Nie próbowałam go czesać ani zmieniać utrwalonego przez lata kształtu. Skoro jest zgodny z "ustawieniami fabrycznymi" Marca, to może zostać.


 
A teraz odrobina technikaliów i krztyna golizny. Niech Karina i Marc staną tu w całej okazałości, niczym współcześni, plastikowi Adam i Ewa :)



Główka Kariny jest osadzona na kulce. To moje ulubione rozwiązanie techniczne wszech czasów! Dzięki niemu przy zdejmowaniu łebka nie trzeba szarpać się i stresować. Jeden ruch - i główka bezpiecznie złazi z kulki, drugi - z powrotem na nią wskakuje. Zero połamanych bolców i ukruszonych szyjek. Ze zdjęciem łepetyny poradzi sobie nawet małe dziecko i nie popsuje przy tym lalki. Niech żyje prostota tego pomysłu!


Jak te baby tracą głowy na rzecz chłopów ...

Łapule zginane w nadgarstkach. Można wykonywać nimi arystokratyczny ruch, polegający na podawaniu rączki do ucałowania :)


Nieco większej uwagi trzeba przy zginaniu rąk i nóg. W głębi gumowych kończyn zamontowano druty, a te bardzo lubią pękać od nadmiernego użycia. Pamiętam jak w dziecięcych latach drżałam przed niebezpieczeństwem przypadkowego połamania nóg swojej jedynej Barbie. Bardzo niechętnie pożyczałam jej do zabawy koleżankom, bojąc się że w ferworze zabaw zepsują jej kolanka i z lalki zrobi się inwalidka.

Zginalność odnóży zaprezentuje Marc. Widzicie jaki z niego kozak? Jedna łapa zwisa "na prosto", druga przyjęła nachylenie 90 stopni w łokciu. Takie fiki-miki oprócz Marca umieją tylko Action Many i Karina :)





Marc na pewno nie jest pakersem, ale ma za to bardzo kształtny nos :)

Baby rozbierać i zginać nie będę. Oszczędzę jej epatowania biustem. Pokaże się w skromnej odsłonie, w objęciach swojego "ślubnego", przysłonięta przyzwoitą, acz krótką sukienczyną, którą pożyczyła na tę okazję od Sindy. Prawda że wyglądają jakby byli do siebie przylutowani? Nawet gdybym chciała ich rozdzielić, to nie pasowali by wizualnie do innych partnerów. Oj, chyba są na siebie skazani!


I taka właśnie z nich toporna, ale w sumie sympatyczna para.

PS. Gdyby ktoś pożądał Kariny i Marca, niech da znać na adres: stary_zgred1@gazeta.pl. Mam ostatnio odpływ chęci lalkowania, związany ze zbyt dużym obciążeniem lalkami i chętnie się odgruzuję w rozsądnych cenach. Na maile odpisuję nieregularnie, ale za to konkretnie. Także gdyby ktoś, coś, to bardzo zapraszam.

8 komentarzy:

  1. Karina! Dawno nie widziałam, zwłaszcza w tej nowszej wersji. Miałam trzy podobne, jedną nawet w pudełku, ale poszły w świat. To prawda, że to naprawdę kawał solidnej lalki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam tylko klona Kariny. Twoja "z prawego łoża" wygląda imponująco. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, z chęcią zobaczyłabym te klony. Czy były już na blogu?

      Usuń
  3. Marca pragnę i pożądam!!!
    maila wysłałam, spokojnie
    poczekam na termin wyprowadzki

    OdpowiedzUsuń
  4. Prześliczna ta Karina. Co do Marca mam mieszane uczucia. ;)

    OdpowiedzUsuń