Jak ja kocham i uwielbiam Barbie - Superstar! Mogłabym ich mieć nieprzeliczone ilości, tak by wylewały mi się z każdego kąta domu. Mogłyby to być i te, które noszą się na różowo i te, które preferują stroje folklorystyczne i te, co wolą styl królewny, księżniczki czy nawet cyklistki :)
Moja miłość do Superstarów jest tak gorąca, że do tej pory zebrałam oszałamiające stado w postaci dwóch egzemplarzy. Tak, tak, to nie błąd - mam u siebie D W I E sztuki. Do zeszłego piątku była i trzecia, ale już wyjechała do nowej właścicielki. Gwoli historycznej ścisłości oraz w celu uwiecznienia byłej rezydentki pokażę Wam jej jedyne fotografie, których doczekała się mieszkając ze mną pod wspólnym dachem.
* * *
Barbie, która wywołuje tak radosny oczopląs i porażenie tej części mózgu, która odpowiada za odczuwanie barw, to Kool-Aid-Wacky Warehouse Barbie (1994).
Barbie Kool-aid była bez wątpienia najbardziej stukniętą pod względem kolorystyki mattelką, jaka kiedykolwiek u mnie pomieszkiwała. Była równocześnie najbardziej pechową lalką,
bo ilekroć próbowałam ją sprzedać, to nikt jej nie chciał.
Po dwóch latach bezowocnych prób znalazła się dobra dusza, która dała radę ukochać to kolorystyczne bezeceństwo. Barbie w ekspresowym tempie spakowała się do pudełka po butach, otuliła folią bąbelkową, zatrzasnęła nad sobą wieczko i wyruszyła w podróż, skąd już do mnie nie wróci. Moje oczy odetchnęły z ulgą. Jeśli będę chciała ją kiedyś powspominać, to wyciągnę paczkę odblaskowych flamastrów i będę się w nią intensywnie wpatrywać. Myślę że wspomnienia zaleją mnie z całą mocą :)
W domu uchowały mi się za to dwie Superstarki, które nie szokują odmiennością barwną, a wręcz nudzą swoją jednolitą kolorystyką.
Pierwsza z nich to Portrait in Taffeta Barbie (1996), która zrobiła mi krzywdę już na zdjęciach promocyjnych:
Jak nie lubię ciemnej, a w szczególności brązowej kolorystyki w lalkowych strojach, tak ubranko Barbie Taffeta zawróciło mi w głowie. Jej suknia leje się niczym najlepsza czekolada, a czekoladą to ja mogę się raczyć w nieograniczonych ilościach (jeśli tylko mam na podorędziu kawałek żółtego sera lub wędliny w celu "zagryzienia" słodkiego smaku).
W związku z tym, że ta Barbie jest lalką niespecjalnie poszukiwaną przez kolekcjonerów, przez co jej ceny należą do znośnych, nie było najmniejszego kłopotu z jej znalezieniem i upolowaniem.
Kiedy już do mnie dotarła od razu zajęła honorowe miejsce na stoliku gdzie eksponuję pojedyncze, a ulubione egzemplarze lalek. Przetrwała tam dwa lata z hakiem, aż w końcu połapałam się, że wystawianie lalki poza oszkloną witrynę powoduje iż uparcie obrastają kurzem, co nie wychodzi im na zdrowie.
W związku z tym, że chciałabym ją jak najdłużej zachować w pełnej krasie, pozwoliłam jej wrócić do pudełka, skąd co jakiś czas ją wyjmuję, by napawać się jej urodą i przepychem stroju.
Najbardziej zachwyca mnie jej twarz - z wyrazistym i ostrym makijażem, kojarzącym mi się bardziej z Barbie-Mackie niż Superstarem, a w szczególności narysowane wyraźną kreską, dopieszczone brwi. Sama bym takie chciała mieć, ale zamiast brwi układających się jak krucze skrzydła mam na twarzy jakiś zwiędły szczypiorek! Trza se w końcu kupić jakieś magiczne mazidło, które sprawi że obrosnę na twarzy włosami jak bernardyn sierścią na zimę :)
Kreacja "Portrait in Taffeta" trąci pewnym rodzajem rozbuchanego kiczu, który topi się w złocie i blasku. Dobór materiałów z której uszyto jej suknię na pewno nie był przypadkowy, a świetnie przemyślany - ich kombinacja daje uczucie bogatej sytości i przywodzi na myśl słowo "splendor". W takim stroju na pewno nie zrobi się wstydu, stąpając u boku jakiegoś księcia, szacha czy nawet cesarza.
Druga z ocalonych w moich zbiorach Barbie to lalka, która była szalenie popularna w Polsce w latach 90-tych i jest dobrze znana miłośnikom zabawek od Mattel. To Pink Jubilee Barbie (1987).
Nie jestem w stanie wyrazić jak bardzo jej chciałam. To nie była zwykła potrzeba nowości, takie zwykłe, udomowione "chce mi się" jak to bywa w przypadku ładnych przedmiotów, które wpadły nam w oko; a chcenie,
które wyrastało z głębi trzewi i nie mogło zostać zaspokojone przez nic
innego, jak ta konkretna lalka.
Pink Jubilee jest kwintesencją moich dziecięcych marzeń i odbieram ją jako najbardziej barbiowatą z wszystkich Barbie, które kiedykolwiek powstały. Tu liczy się każdy szczegół - i oko, obwiedzione ciemnoniebieską obwódką, i różowość stroju, który można zakładać i przekładać na wiele sposobów, i klasyczne, nieprodukowane już dziś szpileczki, mające tendencję do nieustannego zsuwania się ze stóp, jak również (last but not least) - jasne włosy, zakręcone w misterne loki, które okalają jej miłą buźkę.
Pink Jubilee jest kwintesencją moich dziecięcych marzeń i odbieram ją jako najbardziej barbiowatą z wszystkich Barbie, które kiedykolwiek powstały. Tu liczy się każdy szczegół - i oko, obwiedzione ciemnoniebieską obwódką, i różowość stroju, który można zakładać i przekładać na wiele sposobów, i klasyczne, nieprodukowane już dziś szpileczki, mające tendencję do nieustannego zsuwania się ze stóp, jak również (last but not least) - jasne włosy, zakręcone w misterne loki, które okalają jej miłą buźkę.
Aaaa! Byłabym zapomniała! Pink Jubilee ma jeszcze jedną cudowną rzecz, której zazdroszczą jej inne Barbie - a mianowicie F U T E R K O. Miękkie jak puszek do pudru, wykonane z najlepszej jakości sztucznego włosia. Kto nie miał nigdy lalki wyposażonej w to wspaniałe akcesorium ubraniowe nie zrozumie jego fenomenu!
Patrząc na Pink Jubilee zupełnie na trzeźwo muszę przyznać, że zdecydowanie nie jest to najładniejsza Superstarka, jaką w życiu widziałam (to miano dzierży skromna, ale niezwykle dystyngowana Greek Barbie z serii Dolls of the world 1985). Mimo to nikt w moim domu nie odbierze jej pierwszeństwa przed innymi lalkami. Dla mnie nie musi być najładniejsza, wystarczy że jest najukochańsza.
Ha! I tu właściwie mógłby być koniec dzisiejszego wpisu, ale nie! Nie będzie go z prostego powodu - mam sklerozę. Krótka pamięć spowodowała, że nie doliczyłam się byłych Superstarów. Bo tak naprawdę miałam ich w szczytowym okresie swojego superstarowego zbieractwa całe C Z T E R Y.
Lalka, która zupełnie wypadła mi z głowy to Little Bo Peep (1995), od dawna szczęśliwie zamieszkująca u Gosiksz.
Mimo niewątpliwej urody nie zagrzała u mnie długo miejsca. Ustąpiła innym, ale zrobiła to jak prawdziwa królowa, która onieśmiela poddanych każdą cząstką swojego istnienia. Mnie onieśmieliła na tyle, że musiałam usunąć sprzed oczu bijący od niej blask :)
Pink Jubilee jest niesamowita. Nie widziałam chyba piękniejszego egzemplarza. No i te jej ciemne wąskie brwi, ach!
OdpowiedzUsuńTo była świetna, koncepcyjna lalka :) Jeśli chodzi o twarzyczkę, to z bólem serca przyznaję, że nie jest to mój ulubiony typ buziaka, ale jej przeciętność niknie, gdy przywalę ja wspomnieniami z dzieciństwa ;)
UsuńBarbie z pierwszego zdjęcia zmienić ciuszki (bo za neonowymi kolorami nie przepadam) i można ją pokochać, a na kolejnych zdjęciach same ślicznotki.
OdpowiedzUsuńBez tych ubranek niepomiernie by zbladła :P zresztą jest już u nowej właścicielki, która kocha ją taką, jaka jest :)
UsuńO jeżu kolczasty! Barbie Z Zapaleniem Spojówek już od dawna chodzi mi po głowie! Jest przecudowna, prawdziwa dama, z klasą. I te buty!!!!! Moja Enchanted Evening z 1991 ma takie tylko w fiolecie. Za skarby świata nie trzymają się jej stóp :)
OdpowiedzUsuńA Pink Jubilee kojarzę z dzieciństwa, ale zacierają mi się wspomnienia okoliczności, w których do tej lalki zapałałam miłością. Ech te rajtki!
To prawda! Tafetowa ma wyjątkowe ślepiszcza i piękne brwi. Na kolor ust ani na krój sukni też się nie skarżę (a nie wszystkie sukienki mi się podobają - na przykład Holidayki z 2006 roku wystylizowanej przez Boba Mackie ścierpieć bym nie mogła z powodu paskudnej kiecki)
UsuńJak dobrze, że nie mam tych cudowności. Nie muszę się troszczyć o kurz i miejsce wyeksponowania. A jak chcę zobaczyć coś super to sobie do Zgredki zaglądam i już oczyska nacieszyć mogę. Co ja poradzę, że wolę je u innych oglądać? Przecież takiej piękności nie wypada przebrać w krzywą sukienkę własnej roboty, że już o wsadzeniu do basenu nie wspomnę ;) ;) :)
OdpowiedzUsuń:P I ja tak mam, na przykład jeśli chodzi o Pullipy :)
UsuńNo proszę, proszę. Dwie - ale jakie! :)
OdpowiedzUsuńCzekoladowa Superstrka jest jak dla mnie po prostu cudowna. Jakoś nie natknęłam się na nią wcześniej. A jest zjawiskowa!
Na moje oko jedna z ładniejszych superstarek, choć bardzo ostra w wyrazie :)
Usuń