Wiadoma to rzecz, że najlepszą bazą rozpoznawczą mattelowskich lalek jest serwis https://vk.com/albums-29352952.
Lalki są w nim podzielone ze względu na typ (mold) twarzyczki, a w
obrębie poszczególnych typów posegregowane w oparciu o ilość dolnych
rzęs. Jeśli nie jestem w stanie samodzielnie dojść, co za Barbie do mnie
trafiła, bez wahania kieruję się ku zasobom tej przebogatej
wyszukiwarki.
Właśnie
tak zrobiłabym, gdybym nie była pewna, że poniższa laleczka, wyglądem
sugerująca bliskie pokrewieństwo z mattelowskimi tworami spod znaku
Kayla/Lea, jest klonikiem. Pewność tę mam dlatego, że sama ją kupiłam w
popularnym sklepie wielobranżowym „Kaufland”. Lalka zapakowana była w
pudełko oznaczone nazwą „Balowa księżniczka” i kosztowała 29,99 zł. Opis
na opakowaniu jasno wskazywał producenta z Chin.
* * *
Kauflandowa
seria „Balowa księżniczka” miała dwa typy lalek do zaoferowania – były
to laleczki o ciemnej i jasnej karnacji. Zdecydowanie bardziej spodobały
mi się te pierwsze. Blondynki kopiowały mold, który najpełniej
przejawił się u lalek „Sporty” z najwcześniejszych serii Fashionistas.
Choć nie były brzydkie i dałoby się wybrać wśród nich interesujący
egzemplarz, to moja niska wydolność finansowa pozwoliła mi zapakować do
koszyka wyłącznie brunetkę.
Choć
nie zrobiłam w sklepie zdjęcia blondynki, mogę pokazać Wam, jak mniej –
więcej ona wyglądała, posługując się fotografią z sieci,
przedstawiającą laleczkę z serii „Kaibibi”. Nie mam żadnych wątpliwości,
że lalki dostępne w Kauflandzie były z nią bardzo blisko spokrewnione i
różniły się wyłącznie nazwą importera oraz opakowaniem, które
dopracowano tak, by odpowiadało potrzebom polskiego konsumenta.
Moja wybranka, którą zabrałam do domu, wygląda natomiast tak:
Twarzyczka
przenosi wszystkie charakterystyczne cechy oryginalnej Barbie
(Kayli/Lei). Myślę, że mogła nawet wyjść z matellowskiej matrycy. Ciało
lalki to standardowe „belly button”, choć, oczywiście, brakuje na nim
logo „Mattel”, no i jest całkowicie niezginalne – ręce, nogi i korpus
wykonano z twardego plastiku. Mimo to, po przebraniu w dobre jakościowo
ciuszki, żółtooki klonik bez problemu wtopiłby się w gromadę „Barbiów”.
Szczegółem,
który najszybciej zdradza tajemnicę pochodzenia lalki „z nieprawego
łoża”, są nietypowe elementy makijażu, czyli „włochate” brwi i „kocie”
oczy z intensywnie żółtą tęczówką, zerkające na lewo, obwiedzione bardzo
wyraźną, czarną kreską. Można by rzec, że lalka dostała oczy w
konwencji wieczorowej. Oryginalne, mattelowskie Kayle/Lee rzadko są tak
drapieżnie umalowane – nawet jeśli do wnętrza ich oka zostaje
wprowadzony czarny kontur, to jest on znacznie subtelniejszy. Widocznie
przedsiębiorczy Chińczyk nie bawił się w delikatności i dość mocno
dociskał pędzel. Summa summarum wcale mu to źle nie wyszło:)
Oryginalną
sukienka balowej księżniczki zdjęłam właściwie od razu. O ile dość
dobrze wyglądała zza szybki pudełka, to po wyjęciu lalki z tekturki
bezwstydnie ujawniła brak fasonu i tendencję do workowatości. Jeśli
pracował nad nią jakiś designer – to jego wkład skończył się na etapie
projektowania stroju, bo krawcowe, które go szyły, nie wykazały się
nadmierną starannością. Moja lalka na pewno nie będzie chodzić w tej
łososiowej bezie, która nieziemsko ją pogrubia i podkreśla nieistniejące
mankamenty figury. Na moich zdjęciach lalka prezentuje się już
przebrana w strój od My Scene. Nie jest to jej docelowe ubranko, ale
chwilowo nie udało mi się dobrać nic innego.
Wraz
z sukienką do wora z nieużywanymi akcesoriami powędrowały także
kolczyki. Dzięki koleżance z forum (Reiha), wiem, że są to kolczyki
wzorowane na ozdobach, które nosiła w uszach Operetta, ta w sukience w
pajęczyny.
Z
oryginalnych przydasiów zostawiłam na lalce tylko buciki. Są zgrabnie
odlane i dobrze wyglądają na nóżce. Cała reszta oryginalnego stroju
czeka na lepsze czasy :)
Z
ciekawostek – w pudełku lalki znajduje się stojak. Także sklonowany –
źródłem inspiracji, tak jak w przypadku kolczyków, były dodatki do lalek
Monster High. Tym samym lalka i podstawka mają się do siebie jak
słoniowa noga do trzewika – jedno w drugie się nie zmieści, nawet
gdybyśmy bardzo tego chcieli.
Kończąc
wpis pozostawię Was ze zdjęciami pudełka. Jeden z napisów na jego
boczkach dziwnie przypomina słynną frazę z bardzo nadużywanej piosenki
Maryli Rodowicz. To taki malutki, polski akcent na produkcie, który
został powołany do życia w Chinach. Drobna rzecz, a cieszy, prawda?
* * *
* * *
Ogromnie mi się podoba ta ciemna panna! Przeogromnie nawet! Gigantycznie :O
OdpowiedzUsuńJeszcze bywają takie w sklepach, ale coraz ich mniej :(
UsuńNo bardzo udany klonik, to muszę przyznać. Chińczyk wykazał się wyjątkową pieczołowitością w procesie tworzenia lalki. To aż miła odskocznia od tego dziadostwa, które kilogramami zalega na marketowych półkach i mówię tu również o oryginalnych produktach Mattel'a - oczy zezowate, uśmiech jak u Jokera, ech... pewnie redukowali etaty i cały dział kontroli jakości poleciał!
OdpowiedzUsuńOj tak! Udała się bestyja, szczególnie jeśli chodzi o łepetynę, bo reszta jest w jakości współczesnego Mattela. A tak po cichu to się przyznam, że uwielbiam oglądać w sklepach potworki, zalegające półki. Jak się w taki zez zapatrzeć, to można się samemu zahipnotyzować :)
UsuńŁeeee? Mindfuck... Głowa wygląda bardzo legitnie. W zasadzie to ta lalka wygląda jak oryginał, zdradza ją jedynie zbyt dziwny makijaż. Ale gdybyś mi powiedziała, że to np. wersja na Indie, to bym uwierzyła.
OdpowiedzUsuńBo Chińczyk okazał się zdolniejszy niż Mattel :) I to naprawdę mogłaby być wersja na Indie, Wenezuelę czy inny, oddalony od nas kraj!
UsuńSzok ona wyglada jak współczesny mattel i o czym to świadczy ?a no o tym ,ze mattel spadl na psy ze tak latwo go sklonowac
OdpowiedzUsuńMattel się wykrusza, ale może to dobrze - niechby jego miejsce zajęła inna firma, która bardziej przykładałaby się do swoich produktów
Usuń