Nie ma nic łatwiejszego, niż kupić sobie nowa lalkę. Wystarczy odłożyć trochę środków, odszukać pożądany model w sklepie, opłacić towar i spokojnie czekać na listonosza. Proste, prawda? Gorzej robi się, kiedy w nasze ręce wpada trupek. Można mówić o dużym szczęściu, jeśli rzeczony nieboszczyk zachował się w dobrym stanie, ale co z tymi, które mają skruszałe ciało i wycięte włosy? Ja zazwyczaj takich nie przygarniam. Nie mam drygu do odnawiania starych lalek. Wolę te świeżutkie, nad którymi nie trzeba się napracować. Czasami i do mnie wpadnie przez przypadek jakieś lalkowe nieszczęście, ale szybko się go pozbywam.
Oczywiście wśród trupków zdarzają się wyjątki. Takim wyjątkiem jest główka matellowskiej Christie, która dostałam od Inki. Główka była opitolona prawie na łyso, ale ładna. Wrzuciłam ją do szuflady i zapomniałam na cztery lata. W końcu stwierdziłam, że łebek dostatecznie się wyleżał i pokonując swoje lenistwo wzięłam się za wszywanie kłaków.
Nie jestem orłem rerootowym i nie podam z pamięci sklepów, które sprzedają najlepsze lalkowe włosie. Dlatego poszłam na łatwiznę i nawiedziłam najbliższe chińskie centrum, gdzie złapałam z półki pierwszą lepszą czarną treskę. Włosy okazały się nieco zbyt twarde, ale pozwoliły się wszyć i ujarzmić za pomocą frotki. Mam nadzieję, że pomoże im także terapia wrzątkowa. Chciałabym, żeby trochę oklapły, bo na razie odstają od główki, co daje nienaturalne wrażenie. Mimo tego jestem z siebie dumna - tydzień pracy pozwolił odnowić staruszkę :)
W związku z brakiem ciała musiałam przeczesać nagromadzone zasoby. Z pomocą przyszła nowoczesna Fashionistka, którą ograbiłam od góry do dołu - i z ciała i z ciucha. Wolałabym ciało starszego typu, ale nie mam takiego na stanie. Dopóki skądś takiego nie wygrzebię Christie będzie musiała pomęczyć się na współczesnym plastikowym nieruchawcu.
A skoro już poruszyliśmy temat starszej Barbie, która osiadła na nowoczesnym korpusie, to pociągnijmy go jeszcze trochę, bo Mattel zaczął w końcu odświeżać swoje lalki z przeszłości. Idzie mu to niesporo i z różnymi wynikami, ale grunt, że idzie do przodu.
Christie została już wydana co najmniej w trzech wypustach - dwa razy jako fashionistka i raz jako lalka kolekcjonerska, związana ze świętami Bożego Narodzenia. W związku z tym, że bardzo lubię ten mold, nie oparłam się pokusie zakupu jednej z nich. Wzięłam najtańszą z dostępnych lalek, bo właśnie ona pojawiła się w miejscowym sklepie z zabawkami, wiec mogłam obejrzeć ją na żywo.
Tak, ta buzia bez wątpienia należy do Christie. Trochę zdziwiło mnie, że widzę ją w postaci bladolicej blondynki, ale na dobrą sprawę dobrze jej w takiej stylizacji. Od zakupu nie odstraszyło mnie nawet to, że jest całkowicie nieruchoma, ponieważ od szyi w dół wykonana jest z plastiku. Zakres jej pozowania jest oczywiście mizerny, ale na dobrą sprawę wystarcza mi, jeśli lalka "ładnie stoi", a to, przy odrobinie cierpliwości można z niej wykrzesać.
Co mi w niej tak naprawdę przeszkadza? Pikseloza makijażu! U "starych" Barbie taki feler byłby nie do pomyślenia, u nowych, niestety, staje się cechą obowiązkową. Być może mogłabym się jakoś z tym pogodzić, gdyby ta nieprzyjemna tendencja nie wychodziła poza krąg lalek playline, ale nie, ona wkracza na salony, czyli do świata lalek kolekcjonerskich. Jakoś dziwnie czuję się na myśl, że kupując lalkę za kilkaset złotych miałabym otrzymać zabawkę o pięknej twarzy zeszpeconej rojem nadrukowanych kropek, które nieudolnie naśladują porządny makijaż. Brrr! Aż odechciewa się wszelkich nowości! Jeśli tak to ma wyglądać w przyszłości, to ja bez wielkiego żalu przekieruję się na starocie.
Co mi w niej tak naprawdę przeszkadza? Pikseloza makijażu! U "starych" Barbie taki feler byłby nie do pomyślenia, u nowych, niestety, staje się cechą obowiązkową. Być może mogłabym się jakoś z tym pogodzić, gdyby ta nieprzyjemna tendencja nie wychodziła poza krąg lalek playline, ale nie, ona wkracza na salony, czyli do świata lalek kolekcjonerskich. Jakoś dziwnie czuję się na myśl, że kupując lalkę za kilkaset złotych miałabym otrzymać zabawkę o pięknej twarzy zeszpeconej rojem nadrukowanych kropek, które nieudolnie naśladują porządny makijaż. Brrr! Aż odechciewa się wszelkich nowości! Jeśli tak to ma wyglądać w przyszłości, to ja bez wielkiego żalu przekieruję się na starocie.
Prześlicznie ją owłosiłaś :-) lalka wydaje się szczęśliwsza. jeszcze kiedy znajdziesz dla niej odpowiednie wiekiem ciałko... To będzie miodzio :-)
OdpowiedzUsuńWydawało mi się, że reroot jest strasznie trudny, ale przy miękkiej główce okazał się przyjemnym zajęciem. Oglądałam sobie wieczorami różne programy w TV i przy okazji dziubałam. Po tygodniu sprawa była zamknięta :) Teraz rzeczywiście pozostaje już tylko sprawa właściwego ciała.
UsuńPiękna robota, choć żmudna. Lalka absolutnie warta zachodu <3 Myślę, że wrzątek może wiele zdziałać. Z tą pikselozą makijażu to mnie przeraziłaś. Dawno nie kupowałam żadnych nowych lalek i nie wiedziałam, że taki proceder ma miejsce!
OdpowiedzUsuńAniu, popatrz w Internecie na zbliżenia lalki Barbie Keith Haring z tego roku. Z daleka robi dobre wrażenie, a już z bliska wyraźnie widać, że jej twarz nie uniknęła choroby pikselozowej. Ludzie kupują, zachwycają się, a nie ma czym!
OdpowiedzUsuńPrześliczne włosy, wspaniały reroot.
OdpowiedzUsuńDziękuję za pochwałę :)
UsuńBrawo Ty! Krysia wygląda ślicznie.Ciekawe czy ja kiedyś skończę zaczęty pięć lat temu reroot. Ostatnio oglądałam reroot włóczką akrylową, potem rozczesaną. Bardzo mnie kusi.
OdpowiedzUsuńOooo! Wiem o jakim efekcie mówisz! Z włóczki akrylowej można zrobić cuda! Trzymam kciuki za skończenie podjętej pracy :)
UsuńWyszło super, jeszcze wrzątek i będzie idealnie. Wspaniale, że ją odświeżyłaś - buźkę ma naprawdę cudną.
OdpowiedzUsuńCo do bladolicej Christie - podoba mi się bardzo, kusiła mnie swego czasu, ale trafiałam na egzemplarze z zezem i nie dokonałam zakupu. Co do pikselozy - doprowadza mnie do rozpaczy...
Gdyby to była główka mniej lubianej lalki chyba bym sobie odpuściła, ale Christie lubię, więc zacięłam się w uporze i doprowadziłam sprawę do końca.
UsuńNo ja kocham tą buzię! Zdecydowanie potrzebuję więcej Christie w mojej kolekcji! Bardzo udany reroot. Ja też wszczepiałam raz takie strasznie sztywne włosy, wrzątek wypróbowałam na resztkach materiału i trzeba było trzy razy wypłukać włosy, ale wreszcie oparły się grawitacji.
OdpowiedzUsuńWywrzątkowałam i jest lepiej :) Chyba dokonam update'u wpisu, żeby pokazać, że już jest lepiej. A z innej beczki - o mamusiu! - jakie Ty masz piękne Barbie u siebie! Zielenieję z zazdrości!
UsuńWyszło pięknie !!! Bardzo zainteresowałaś mnie bladolicą Kryśką ... niestety... bo zdecydowanie preferuję starzyznę :):)
OdpowiedzUsuńKasiu, takiej bladej ryby może już nie być w barbiowym stawie. Jej plusem jest to, że nie należy do najdroższych :)
UsuńRówinież twierdzę, że wrzątek da radę, tym bardziej jeżeli są to sztywne włosy z chińskiej treski :D Laleczka prześliczną ma buzię :)
OdpowiedzUsuńBtw, byłam dzisiaj w Emausie, zgarnęłam te 3 Betki. Jakbyś chciała się na coś wymienić, albo zobaczyć więcej zdjęć, to pisz przez kontakt u mnie:)
Oj, bardzo chętnie!
UsuńNapisałam przez kontakt :)
Usuń