- Dziecko, ty masz pierdolca! - orzekła moja mama, kiedy zobaczyła kolejne zdobycze z Allegro. Nie dość że paskudniste, to jeszcze woniejące strychową stęchlizną.
Cóż jednak mam zrobić, jeśli lalki w stanie trupno-trumiennym mają dla mnie magiczną moc przyciągania? Czasami walczę ze sobą, próbując zepchnąć swoje mroczne pożądania w głąb jaźni, ale tu natykam się na opór, bo albo są tak silne, że nie daję im rady, albo rzeczony głąb jest za płytki. Summa summarum - co i rusz ulegam nekrofilnej pokusie ściągnięcia do chałupy kolejnych nieboszczek.
Tym razem rzecz będzie o lalkach Lizach. Miałam już okazję pokazać Wam Lizy tak zwanej "drugiej fali", wyprodukowane przez firmę Marbella (znajdziecie je we wpisie "odzyskanym" ze starego bloga pn. "L jak ..." - https://clonesandknockoffs.blogspot.com/2019/05/l-jak-wpis-odzyskany.html), a dziś trafiły się Lizaki pierwszofalowe, wypuszczone na rynek przez Spółdzielnię Rzemieślniczą "Otwock", która przetrwała aż do dziś. Zabawek niestety (a może "stety") już na rynek nie wypuszcza.
Lizy z Otwocka nie ujęły mnie ani głębią swojej urody ani świetnością odzienia, ale doskonale zachowanymi pudełkami, które znacznie różnią się od opakowań lalek od Marbelli. Oto one - świadectwa przaśności PRL'u, kryjące w sobie skarby z zamierzchłej przeszłości:
Opakowanie Lizy przyozdobiono koślawymi grafikami, przedstawiającymi modne dziewoje oraz krasnala. O ile rozumiem, te pierwsze miały kierować myśli nabywcy ku młodzieżowemu "haut couture". Nie wiem natomiast jaką funkcję pełnił wizerunek gnoma z pędzlem w dłoni (alegoria procesu twórczego, który doprowadził do powstania Lizy?, nawiązanie do klasycznej powieści dla dzieci "O krasnoludkach i o sierotce Marysi"?).
Niezależnie od tego, co stoi za dziwacznym dizajnem pudełek, pewne jest, że te urodziwe inaczej trumienki pięknie komponują się i dopełniają obraz Liz (niedaleko pada lalka od pudełka). Dziewuszki, które upakowano w ich zakurzonych wnętrzach zachwycają nieporadnością makijaży i śmiałością strojów, które na pierwszy rzut oka mogą wydać się eleganckimi sukniami wieczorowymi, ale po drugim rzucie ślipiem ujawniają frywolną zbieżność z nocnymi wdziankami typu "peniuar". Gdyby nie duże ilości naszytych na nie koronek, to Lizy nieprzystojnie świeciłyby spod materiału swoimi krągłościami i kanciastościami.
Lizy z Otwocka nie ujęły mnie ani głębią swojej urody ani świetnością odzienia, ale doskonale zachowanymi pudełkami, które znacznie różnią się od opakowań lalek od Marbelli. Oto one - świadectwa przaśności PRL'u, kryjące w sobie skarby z zamierzchłej przeszłości:
* * *
* * *
* * *
* * *
* * *
Niezależnie od tego, co stoi za dziwacznym dizajnem pudełek, pewne jest, że te urodziwe inaczej trumienki pięknie komponują się i dopełniają obraz Liz (niedaleko pada lalka od pudełka). Dziewuszki, które upakowano w ich zakurzonych wnętrzach zachwycają nieporadnością makijaży i śmiałością strojów, które na pierwszy rzut oka mogą wydać się eleganckimi sukniami wieczorowymi, ale po drugim rzucie ślipiem ujawniają frywolną zbieżność z nocnymi wdziankami typu "peniuar". Gdyby nie duże ilości naszytych na nie koronek, to Lizy nieprzystojnie świeciłyby spod materiału swoimi krągłościami i kanciastościami.
* * *
* * *
* * *
* * *
Chciałabym zwrócić Waszą szczególną uwagę na ozdoby fryzur. Myślę, że każdy zamrugał przez chwile ze zdziwienia, konstatując, że bazę kwietnej kupki stanowią zakręcone w rulonik wstążeczki, jakich używa się w kwiaciarniach. Jak widać producenci zabawek z PRL dorównywali pomysłowością Chińczykom i umieli kreatywnie użyć każdego surowca, jaki im wpadł w ręce. Troszkę szkoda, że efekt tych starań nie okazał się zbyt ciekawy :P
Na koniec - króciutkie podsumowanie tego, czego do tej pory dowiedziałam się o Lizach.
Na pudełkach Lizy można znaleźć nazwy i adresy dwóch producentów:
1. Spółdzielnia Rzemieślnicza "Otwock", ul. Kołłątaja 1, 05-400 Otwock
2. Marbella, ul. Liściasta 1, 05-410 Józefów (firma działająca w ramach wskazanej wyżej Spółdzielni)
Lizy miały dwa typy ciał: zginalne oraz wydmuszkowe. Wydmuszkowe są charakterystyczne dla lalek wyprodukowanych przez Spółdzielnię Rzemieślniczą "Otwock", natomiast Lizy z firmy Marbella to wersja "lux", ze zginanymi nogami i rękami.
W przyrodzie występują Lizy o dwóch typach twarzyczek:
1. Buźka skopiowana od holenderskiej laleczki Fleur, wytwarzanej przez firmę Otto Simon. Znakiem rozpoznawczym tych Liz są zamknięte usta
2. Buźka skopiowana od włoskich lalek z serii "The magical mermaid", wyprodukowanych przez firmę Creata. Znakiem rozpoznawczym tych Liz są otwarte usta.
Niezależnie od tego, która lalka nam się trafi, można mieć absolutną pewność, że będzie przypominała niedorobionego potworka i że rozczuli potencjalnego nabywcę wyrafinowaną brzydotą :)
Lizy miały dwa typy ciał: zginalne oraz wydmuszkowe. Wydmuszkowe są charakterystyczne dla lalek wyprodukowanych przez Spółdzielnię Rzemieślniczą "Otwock", natomiast Lizy z firmy Marbella to wersja "lux", ze zginanymi nogami i rękami.
W przyrodzie występują Lizy o dwóch typach twarzyczek:
1. Buźka skopiowana od holenderskiej laleczki Fleur, wytwarzanej przez firmę Otto Simon. Znakiem rozpoznawczym tych Liz są zamknięte usta
2. Buźka skopiowana od włoskich lalek z serii "The magical mermaid", wyprodukowanych przez firmę Creata. Znakiem rozpoznawczym tych Liz są otwarte usta.
Niezależnie od tego, która lalka nam się trafi, można mieć absolutną pewność, że będzie przypominała niedorobionego potworka i że rozczuli potencjalnego nabywcę wyrafinowaną brzydotą :)
Podziwiam zasób wiedzy, jak również talent do wyławiania perełek. Te lalki starsze miały o wiele ładniejsze buzie ni te z Marbelli (mam rudą). Pozdrowienia dla mamy ;)
OdpowiedzUsuńMama dziękuje! Te z Marbelli wcale nie są paskudniejsze, a włosy na pewno mają w lepszej jakości :)
UsuńHasło mi znane, pozdrawiam mamę! :)
OdpowiedzUsuńSuper czytało się historię tych brzydulek, ale na całe szczęście takim zakupom umiem się oprzeć bez trudu. :D
Ja się wahałam na korzyść i na niekorzyść. Przeważyły pudełka. O ile Lizy to ohydne lalki, to znalezienie ich w stanie zapudełkowanym uchodzi za cud. Dlatego machnęłam ręą na ich wątpliwą urodę i przygarnęłam do gromady.
UsuńSłyszałam o tych lalkach, ale nie wpadają w mój gust. Ale muszę przyznać że fajne [perełki ci się trafiły
OdpowiedzUsuńOj, myśle, ze niewielu by trafiły, bo to paskudy. Nie mają żadnej wartości pod względem estetycznym.
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńJeśli tylko któraś się Tobie znudzi..., pomyśl o mnie. Odkupiłabym...
OdpowiedzUsuńKiedy już ich w pudełku raczej nie zdybię :)
UsuńPodobny tekst usłyszałam kiedyś z ust mojego męża na widok pewnej Midge, którą szykowałam do rerootu, bo włosy miała jak szczota. Mąż popatrzył się na mnie z uśmiechem, bo przywykł już do moich dziwactw i poprosił tylko, żebym śmierdziela porządnie wykąpała, bo piwnicą zalatywała na kilometr :)
OdpowiedzUsuńCo się tyczy Lizy, gdy czytałam Twój post, moje dziecię zajrzało mi przez ramię i stwierdziło, że lalki są ładne i bardzo eleganckie!