Moim
pierwszym, lalkowym zakupem w 2019 roku jest lalka noworoczna –
Japanese New Year Barbie. W planach była, jak zwykle, zupełnie inna
laleczka, ale przypadek zrządził, że na jej miejsce wskoczyła hoża
Japonka.
Nie
byłam w stanie zostawić jej w stanie NRFB. Nie stać mnie na takie
bohaterstwo w stosunku do fajnych lalek. Dlatego od razu po odebraniu
przesyłki z rąk listonosza umniejszyłam wartość kolekcjonerską Barbie i
wyszabrowałam ją z pudła. Swojego czynu zupełnie nie żałuję i nie będę
ze skruchą bić się w piersi, ani posypywać głowy popiołem, zwłaszcza,
że pudełko, jako ekspozytor, sprawdza się „tak se”.
Japońskie
klimaty to niekoniecznie mój konik i chleb powszedni. Owszem, dawno
temu interesowałam się krajem kwitnącej wiśni i jego kulturą, ale z
czasem moja sympatia skurczyła się do mangi i anime, sushi oraz
literatury. Dokonajmy jej szybkiego przeglądu: „Gejsza z Gion” – Mineko
Iwasaki, „Milczenie” – Endō Shūsaku, „Ballada o Narayamie” – praca zbiorowa, „Ring” – Koji Suzuki. Ot, tyle. Z tyłu głowy kręci mi się jeszcze „Shogun”
Jamesa Clavella i cykl „Po słowiczej podłodze” Lian Hearn, ale to już
książki zachodnich autorów. Nie brak w nich informacji o japońskiej
kulturze, ale to wiadomości z drugiej ręki, przefiltrowane przez umysły
ludzi żyjących na innej półkuli.
Noworoczna
Barbie wpisuje się zgrabnie w zestaw lalek, kierowanych na rynek
japoński, którego klasyczna blondynka z szerokim uśmiechem superstara
nigdy nie przejęła w niepodzielne władanie. W pierwszych latach
istnienia firmy Mattel na japońskim rynku statystyki sprzedażowe
brutalnie wykazały, że to, co świetnie sprzedaje się na zachodzie na
wyspach traktowane jest po macoszemu. Małe japońskie dziewczynki wcale
nie oszalały na punkcie błękitnookiej lalki z wielkim biustem,
przedkładając nad nią laleczki rodzimych producentów, nie epatujące ani
przesadnym makijażem, ani nachalnym seksapilem. Lalki, ukochane przez
dzieciaki były za to kawaii – śliczne, delikatne, młodziutkie i
wielkookie.
Otrząsnąwszy
się po pierwszych niepowodzeniach Mattel zmienił taktykę, kierując na
wschodni rynek lalki dostosowane do przyzwyczajeń tutejszych nabywców –
Barbie złagodniały, ich twarzyczki nabrały okrągłych kształtów, makijaż
wysubtelniał, zaś ubranka nabrały finezji. Co ciekawe, producent na
jakiś czas wycofał z japońskich sklepów lalki o ciemnej karnacji –
okazało się, że Japończycy nie uznawali „afrykańskiego piękna”, tak więc
ciemnoskóre Barbie były dla nich po prostu brzydkie i miały niewielu
nabywców. Mam wrażenie, że Mattel rozszerzył tę taktykę i na nasz kraj,
gdzie pokutuje ona do dziś – często nie dojeżdżają do nas egzotyczne
Barbie, bez problemu dostępne w innych krajach.
Noworoczna barbioszka kojarzy mi się bardzo silnie z disneyowską
Śnieżką. Blada twarzyczka, ciemne włosy i czerwone usta to bardzo
charakterystyczne atrybuty bajkowej księżniczki. Aby wrażenie było
całkowite warto byłoby dołączyć do niej siedmiu gnomów-samurajów, z
którymi egzotyczna Śnieżka mogłaby mieszkać po ucieczce od paskudnej
macochy.
Jakże miło było znowu ją zobaczyć. :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńJak ja kocham tą lalkę! Zresztą obie noworoczne Japonki uwielbiam, ale na eBay'u drogie, że się włos jeży na plecach, więc pewno szybko do mnie nie trafią. Chociaż u Ciebie nacieszyłam oczy widokiem tej ślicznej lalki.
OdpowiedzUsuńJa swoją znalazłam za pomocą Facebooka, na grupie barbiowo-lalkowej. Szczęściem było mnie na nią stać. Na eBayu można Japoneczki znaleźć w dobrej cenie, ale przesyłki! Przesyłki są straszliwie drogie :(
Usuń