Lubię ciemnoskóre lalki, szczególnie jeśli są obdarzone niebanalną urodą. Dlatego z założenia powinnam rozpłynąć się nad dzisiejszą bohaterką, bo ma wszystkie wymagane cechy, a ponadto jest wysoka, szczupła i ma piękny biust.
Wszystkie te składniki komponują się na lalkę, która zamieszkała u mnie kilka lat temu, ale aż do dziś nie zdobyła ani mojego uznania ani serca. Na przekór niezaprzeczalnej urodzie działa na mnie odstręczająco, przez co nigdy nie doznała rozkoszy wystawienia na stojaku w witrynie. Od momentu zakupu leżała sobie w pudle z lalkami "gorszego sortu", skąd została uwolniona tylko raz (na potrzeby dzisiejszej notki), po czym na powrót trafiła pod klucz.
Moja Adele Makeda jest jednym ze starszych i drapieżniejszych wypustów od Integrity Toys. Można powiedzieć, że to lalka-żyleta, bo wszystko, poczynając od makijażu, a kończąc na budowie ciała, pełne jest ostrych kantów i kontrastowych powierzchni (wielki biust w połączeniu z talią osy, wielkie nosisko wyrastające na środku drobnej główki i brwi, które swoją krzywizną zawstydzają wierzchołki Tatr).
Kiedy byłam małą dziewczynką tak właśnie przedstawiały się moje wyobrażenia o kanonach urody. Z czasem przesadna drapieżność zaczęła mi przeszkadzać, ze względu na to, że wszystko, co odbiega od złotego środka podnieca niepotrzebnie ludzką ciekawość. W swoim wyglądzie dopuszczam wyłącznie szaleństwo na paznokciach, gdzie często nakładam kolory, powszechnie uznawane za tandetne. To taka moja wstydliwa słabostka ;)
Twarz Adele wywołuje we mnie bardzo silne skojarzenie z Naomi Campbell. Nie mam pewności, czy lalki od Integrity Toys są wzorowane na żywych modelkach, ale podejrzewam, że w przypadku tej konkretnej nie obeszło się bez fascynacji oryginałem. W końcu tak charakterystyczne rysy twarzy nie wzięły się ot tak, z powietrza.
Sukienka, którą prezentuje Adele na zdjęciach, nie jest jej oryginalnym strojem. W założeniu miała trafić do jakiejś Barbie, ale po dziś dzień nie udało mi się znaleźć dla niej godnej matellowskiej nosicielki. Adele już raczej nikomu jej nie odda. Wciąganie tej sukienki na jej oporne ciało było dużym wyzwaniem i nie przypuszczam, żebym chciała męczyć się na powrót z jej ściganiem. Poza tym tłumaczę sobie, że ciemny brąz bardzo lubi się ze złotem, więc nie ma potrzeby dokonywania zmian.
Kiedy patrzę w oczy Adele, to widzę w nich wyraźny wyrzut, że nigdy nie uczyniłam jej perłą kolekcji. Dawniej myślałam, że uczucia, które w stosunku do niej żywię, jeszcze mi się odmienią i nawet jeśli jej jej nie polubię, to chociaż zachłysnę się jej urodą. Ale gdzie tam! Jak była mi obojętna tak obojętna została. Korzystając z porównania gastronomicznego napiszę, że Adele jest niczym dziwny gatunek czekolady, który fascynuje swoją odmiennością, ale po jednym spróbowaniu nie rzucasz się łapczywie na to, co zostało niezjedzone (bo twój język i kubki smakowe literalnie zgłupiały i nie wiedzą, jak się zachować).
W ramach zadośćuczynienia za doznane krzywdy mogę zaproponować Adele jedynie przeprowadzkę do innego domu, gdzie znajdzie nowego miłośnika, obrońcę i władcę. Także jeśli macie ochotę ją przejąć, to śmiało do mnie piszcie. Dopuszczam także możliwość wymiany. Chodzi po prostu o to, by pozbyć się panny Makeda z domu.
Wszystkie te składniki komponują się na lalkę, która zamieszkała u mnie kilka lat temu, ale aż do dziś nie zdobyła ani mojego uznania ani serca. Na przekór niezaprzeczalnej urodzie działa na mnie odstręczająco, przez co nigdy nie doznała rozkoszy wystawienia na stojaku w witrynie. Od momentu zakupu leżała sobie w pudle z lalkami "gorszego sortu", skąd została uwolniona tylko raz (na potrzeby dzisiejszej notki), po czym na powrót trafiła pod klucz.
Moja Adele Makeda jest jednym ze starszych i drapieżniejszych wypustów od Integrity Toys. Można powiedzieć, że to lalka-żyleta, bo wszystko, poczynając od makijażu, a kończąc na budowie ciała, pełne jest ostrych kantów i kontrastowych powierzchni (wielki biust w połączeniu z talią osy, wielkie nosisko wyrastające na środku drobnej główki i brwi, które swoją krzywizną zawstydzają wierzchołki Tatr).
Kiedy byłam małą dziewczynką tak właśnie przedstawiały się moje wyobrażenia o kanonach urody. Z czasem przesadna drapieżność zaczęła mi przeszkadzać, ze względu na to, że wszystko, co odbiega od złotego środka podnieca niepotrzebnie ludzką ciekawość. W swoim wyglądzie dopuszczam wyłącznie szaleństwo na paznokciach, gdzie często nakładam kolory, powszechnie uznawane za tandetne. To taka moja wstydliwa słabostka ;)
Twarz Adele wywołuje we mnie bardzo silne skojarzenie z Naomi Campbell. Nie mam pewności, czy lalki od Integrity Toys są wzorowane na żywych modelkach, ale podejrzewam, że w przypadku tej konkretnej nie obeszło się bez fascynacji oryginałem. W końcu tak charakterystyczne rysy twarzy nie wzięły się ot tak, z powietrza.
Sukienka, którą prezentuje Adele na zdjęciach, nie jest jej oryginalnym strojem. W założeniu miała trafić do jakiejś Barbie, ale po dziś dzień nie udało mi się znaleźć dla niej godnej matellowskiej nosicielki. Adele już raczej nikomu jej nie odda. Wciąganie tej sukienki na jej oporne ciało było dużym wyzwaniem i nie przypuszczam, żebym chciała męczyć się na powrót z jej ściganiem. Poza tym tłumaczę sobie, że ciemny brąz bardzo lubi się ze złotem, więc nie ma potrzeby dokonywania zmian.
W ramach zadośćuczynienia za doznane krzywdy mogę zaproponować Adele jedynie przeprowadzkę do innego domu, gdzie znajdzie nowego miłośnika, obrońcę i władcę. Także jeśli macie ochotę ją przejąć, to śmiało do mnie piszcie. Dopuszczam także możliwość wymiany. Chodzi po prostu o to, by pozbyć się panny Makeda z domu.
Jest ciekawa, ale dokładnie tak jak ta czekolada, wywołuje mieszane uczucia. Życzę jej dobrego domu i mam nadzieję zobaczyć ją jeszcze u kogoś na blogu :)
OdpowiedzUsuńDo czekolady się przekonałam, do lalki - nie. A miało być na odwrót!
UsuńDoskonałe porównanie z tą czekoladą... ;)
OdpowiedzUsuńPanna jest zjawiskowa, piękna w ten drapieżny sposób, o którym piszesz. Złota suknia pasuje jej idealnie.
Hyhy, sama bym chciała być tak urodziwa, choć to kompletnie nie moje klimaty. Im więcej na nią patrzę, tym bardziej widzę w niej kosmitkę :P
UsuńJak tak napisałaś, to pomyślałam o demonicznej wersji Uhury. xD
UsuńDo repaintu z nią !!! I będzie zachwycać :)
OdpowiedzUsuńOj nie dam na przemalunek. To jest lalka z kultowej serii. Wolę jej znaleźć nowy dom.
UsuńI mojego serca nie podbiła, choć niewątpliwie jest piękna na swój sposób. Mnie nigdy nie pociągał ten typ urody, ale jest wiele miłośniczek Integritek i pewnie szybko znajdzie nowy dom.
OdpowiedzUsuńOby właśnie tak było. Ja jej zwyczajnie nie lubię.
UsuńMnie przeraża to jej spojrzenie spod rzęs. Wcale się nie dziwię że jej nie trzymasz na widoku😁
OdpowiedzUsuńJest za ostra w wyrazie i ta ostrość nie jest niczym zgaszona. A i patrzy spod rzęs jak zabójca niewinnych kiciusiów. Jej dni są policzozne.
UsuńPiękna z niej dziewczyna i na pewno w nowym domu odnajdzie swą pozycję... och, gdybyż tylko te lalki nie były takie drogie...
OdpowiedzUsuńJak tylko przełamię lenistwo wrzucę ją na OLX i będę trzymak kciuki, żeby jej ktoś zaczął pożądać :)
UsuńWyczłapałam z najdzikszych i najciemniejszych czeluści... Ogarniam się blogowo i nagle myślę, a co tam z tym blogiem Zgredka? Odzyskała go? No i szukam i znalazłam :) Ściskam Cię serdecznie :) Lalka prześliczna, ja ostatnio nabyłam trochę lalkowych kobitek. Mam sporo do nadrobienia. Nawet mi przeszło przez myśl, czy by jej nie przygarnąć? Strefa potrzebuje nowego "Przywódcy" lol :) Zbieram jednak na wypasiony sprzęt fotograficzny. To już nawet nie zagaduję :) Niech znajdzie spokojniejszy dom :)
OdpowiedzUsuńDzięki bogom znalazła. Będzie miała dobrze, a mój portfel się na chwilę nadął, ale zaraz spuścił parę i wychudł :P
UsuńO kurczę, mrozi spojrzeniem!
OdpowiedzUsuńAle już nie u mnie! Znalazła amatora!
Usuń