Zapamiętałam z dzieciństwa wiele bajek, przy czym najlepiej kojarzę wcale nie te, które sfilmował Disney i które są częścią przesłodzonego kanonu opowieści dla małoletnich (Śpiąca królewna, Królewna śnieżka, Mała syrenka), a bajki omroczone smutkiem, skrywające opisy okrucieństwa i bólu. Rodzice nie kupowali mi książek, zawierających ugładzone wersje dziecięcych opowieści, stawiając na klasykę, której nie lukrowali i nie ozdabiali różowymi wstążeczkami, bo podobne działania uznawali za głupie i szkodliwe.
Zadziwia mnie to, że trend upiększania znanych opowieści, tak bardzo popularny dziś w książeczkach dla małoletnich, nie zatoczył szerszych kręgów, wykraczając poza literaturę dziecięcą. Jak ciekawie byłoby móc przeczytać „ulepszoną” wersję Krzyżaków, która nie kończyłaby się opisem bitwy pod Grunwaldem, a, dajmy na to, pojednaniem wojsk polskich i niemieckich. Już widzę tę scenę oczami wyobraźni: na polu bitewnym rozpostarto wielki namiot, w którym hałaśliwie toczy się uczta. Ulryk von Jungingen przekazuje królowi Jagielle dwóch nagich Krzyżaków z twardymi jak hartowana stal „mieczami”, dla zasilenia puli genetycznej polskich sił zbrojnych. Polacy wyzywają Niemców na bezkrwawy turniej, polegający na osuszaniu antałków z piwem i winem bez pomocy rąk. Pod strop namiotu wznoszą się biesiadne pieśni o mocarnych udach niejakiej Jagusi, które z równą siłą miażdżą orzechy leszczynowe jak i orzeszki, stanowiące chlubę każdego zdrowego chłopa. Zbyszko z Bogdańca wywołuje żywiołowy aplauz po tym, jak występuje przed zebranymi z liryczną interpretacją ballady o odwiecznym marzeniu posiadania skrzydeł, dzięki którym możliwe są napowietrzne loty do Śląska w poszukiwaniu tajemniczego Jaśka. Słuchając występu siostrzeńca Maćko z Bogdańca odkrywa smutną prawdę o tym, że Zbyszko to gej, beznadziejnie zakochany w śląskim gwarku – Janie z Opola, którego poznał dwa lata temu na wycieczce klasowej do kopalni węgla. Jagienka ze Zgorzelic chwali się królowej swoim bobrem, królowa zaś raczy ją zwierzeniami o szalejących w zamku przeciągach, które powodują u fraucymeru wieczne zaziębienie pęcherza i nietrzymanie moczu. Nad ranem wszyscy uczestnicy biesiady rozjeżdżają się po okolicznych wsiach w poszukiwaniu kefiru na mega-kaca …
Przyznajcie sami – czy to nie
byłoby urokliwe i przede wszystkim wesołe zakończenie?
Tymczasem wracając do bajkowego tematu niechże wolno mi będzie pokazać Wam znalezisko z rynku wtórnego (czyli z ceratki u dziadzia handlującego mydłem i powidłem), znane w krajach ościennych jako Schneewittchen, a u nas pod przyjemniejszą nazwą Królewny Śnieżki.
Królewna przez długi czas musiała kontentować się cywilnymi ciuchami, bo kupiłam ją golusią, acz obutą. Buciki zdołały się uratować, ponieważ przytwierdzono je do lalczynych stópek cienkimi gumeczkami. Reszta stroju rozpłynęła się w słodkim niebycie i dziadziuś-sprzedawca nie miał go w swej ofercie.
Wydaje mi się, że Śnieżka dość dobrze czuła się we współczesnych strojach. Jej dziecięco - niewinna uroda harmonizowała z łaszkami o nowoczesnym kroju. A jednak robiąc ukłon w stronę jej królewskiego pochodzenia postanowiłam przywrócić jej pierwotny blask. Z pomocą przyszło Allegro, gdzie znalazłam pięknie odszytą replikę stroju z disneyowskiego filmu. Dzięki niej królewna odzyskała utraconą tożsamość, a ja utraciłam spokój w sercu, bo sprzedawczyni wystawiła tyle cudnych, ręcznie uszytych lalkowych kiecek, że od chcicy aż zakręciło mi się w głowie. Jaka to szkoda, że nie można mieć wszystkiego, co się podoba!
* * *
* * *
* * *
Bardzo chciałabym tak pięknie szyć! Och! Niestety okrutny los podarował mi łapska niezdolne do zbratania się z igłą i nitką. Już prędzej pół cmentarza bym skopała niż uszyła takie maluśkie ubranko, pełne drobniutkich ściegów, zakładek i inszych dziwności.
Gwoli historycznej ścisłości wkleję tutaj zdjęcie jeszcze jednej Śnieżki, która przewinęła się przez mój dom. W związku z tym, że nie za bardzo się polubiłyśmy szybko ode mnie uciekła, zostawiając za sobą samotną fotografię twarzyczki.
Jak na Śnieżkę przystało, była ładną i mileńką lalką, ale nie umiałam docenić jej urody. Jej spojrzenie peszyło mnie i denerwowało. Zdecydowanie wolę gdy czarnowłose księżniczki zerkają w bok, nie nawiązując tak intensywnego kontaktu wzrokowego ;)
No bo ta Śnieżka Cię pytała wzrokiem: To jak, kupisz kieckę? Swoją drogą, ta druga Śnieżka jest znacznie ładniejsza, a sukienkę jaką ma piękną. Wyobrażam sobie szycie tych misternych rękawów, ale aż mnie głowa rozbolała od tego rozmyślania, bo i ja mam dwie lewe ręce do szycia, koślawe do tego. Prędzej materiał zbryzgam krwią własną niż zespolę nitką dwa jego skrawki. Podoba mi się Twoja wersja Krzyżaków, już widzę oczyma wyobraźni jak Matejko odmalowuje ucztę biesiadną - miód leje się strumieniami, wszyscy śpiewają z rubasznym wyrazem twarzy, a wspomniani przez Ciebie dwaj Krzyżacy tańczą na stole ...
OdpowiedzUsuńJa się kiedyś przyszłam do materiału, w znaczeniu spodnie do zaszywanej rzeczy ( facepalm) więc za igłę z nicią to się nawet nie biorę. Podziwiam tylko to, co inni udziubią. A Krzyżacy świetnie by się sprawdzili w tańcach na stole :-P
UsuńTo już wolę oryginalną wersję Sinobrodego niż Twoją Krzyżaków.;) Nie za bardzo jestem za takim cukrem, bo mdło się robi. Jednak dziś inaczej wychowuje się dzieci, kwestia tylko czy lepiej. Kiecka Śnieżki cudna. Zapewne też o wiele staranniej uszyta niż oryginał prujący się po kilku przymiarkach. Miałam , gdzieś taki strój , co się rozszedł na szwach, jakby go nie można było zabezpieczyć np. na gorąco. Obie lalki słodkie, bardzo mi się podobają :)
OdpowiedzUsuńŚnieżki mają tę moc, żeby wpadać w oko!
UsuńCzytając alternatywnych Krzyżaków padłam... xD Chyba jednak wolę, żeby tego nikt nie ruszał, niech zostanie jak jest. xD
OdpowiedzUsuńMoże i przesłodzone, ale bajki Disneya uwielbiam. Od małego i tak mi zostało. Znam wersje pierwotne baśni, ale nie przeszkadza mi to lubić i jedne, i drugie.
A Śnieżka jest śliczna, też wolę tą zerkającą w bok. Sukienka jest po prostu bajeczna! Wow.
Hihi, ja się Sienkiewiczem zaczytywałam za młodu, ale "za starszaka" patrzę na jego twórczość z mniejszym uwielbieniem, co pozwala mi trochę się z nich pochichrać :)
UsuńDear Nastya, do you speak polish? I'm so amazed that you do understand the content!
OdpowiedzUsuńJa nie wiem jak Ty to robisz, że dana lalka, która mnie do tej pory nie interesowała, zaczyna mi się podobać, bo zobaczyłam ją na Twoich fotkach!
OdpowiedzUsuńTo choroba jest - jeden drugiego zaraża i tak to się za nami, biednymi ciągnie :)
Usuńopowieści mrożące krew w żyłach - zwłaszcza
OdpowiedzUsuńte o przeciągach, brrr... Śnieżki ładniutkie,
to się samo rozumie przez się - jak dobrze,
że i mnie udało się zwabić Królewnę (18inch)