Zacznę
od tego, że nie pamiętam, abym w dzieciństwie choć raz miała okazję
widzieć laleczkę Pamela love od Simby. Pamelki nie miała żadna z moich
koleżanek, a w telewizji jej nie reklamowano, nie było więc skąd pobrać
informacji o istnieniu takiej lalki. Oświecenia doznałam dopiero w wieku
dorosłym, kiedy sentyment do zabawek z dzieciństwa już dawno okrzepł i
niemożliwe było wciągnięcie Pamelek w orbitę zadawnionych fascynacji.
Dlatego, kiedy przyjechała do mnie z grupą lalek pierwsza taka
Calineczka, ani się nią jakoś specjalnie nie zachwyciłam, ani nie
wzruszyłam. Przyjęłam jej obecność jako okazję do bliższego przyjrzenia
się tym niewielkim dziewuszkom, nie obarczoną przymusem włączenia
laleczki do swoich zbiorów.
Choć
w buziaku Pameli rysuje się odległe podobieństwo do twarzy vintagowych
lalek Sindy, od których panny Love wzięły swoją urodę, to jednak jej
rysy są na tyle odmienne w stosunku do oryginałów, że nie da się jej
zakwalifikować jako bliskiej krewniaczki ślicznych dziewcząt od
Pedigree. Mam wrażenie, że twarze Pamelek są w większości przypadków
niedookreślone, spłycone i rozmyte, przez co laleczki bardziej
przypominają mi małe kosmiciątka niż dziewczynki. Nie umiem doszukać się
w ich tycich buźkach rysu melancholii, tak bardzo charakterystycznego
dla Sindy – zamiast niego odczytuję zagniewanie i złość.
* * *
Pamelka
rozbraja mnie swoją naburmuszoną miną. Spogląda w bok z taką
intensywnością, jakby zobaczyła tam ducha albo poborcę abonamentu
telewizyjnego. Skąd tyle surowości w takiej drobinie? Może złości się
dlatego, że trafiła do osoby, która jej nie docenia?
* * *
Wyraz
buźki ma Pamela nie najszczęśliwszy, ale ciało – bardzo fajne. Jak
przystało na baletnicę może wykonywać różne (w miarę) skomplikowane
figury gimnastyczne.
Giętkość
i wysportowanie nie uratują jednak laleczki przed usunięciem z domu,
tym bardziej, że w ostatnich dniach wprowadziła się do mnie zupełnie
nowa i problematyczna panienka, a skoro jedna „wpadła”, to druga musi
„wypaść” (chcę zachować równowagę w przyrodzie i liczebności żeńskiego
stada, rozumiecie, prawda?). Dzieweczka, która „wygryzła” Pamelę jest
porośnięta sierścią i pazurzasta, wąsata, ogoniasta i jest
najprawdziwszym podrzutkiem, którego ktoś nocną porą ciepnął za furtkę.
Taka klasyczna sytuacja – jest już późno i cicho, a tu ktoś dzwoni ci
namolnie do furtki. Ty wyfruwasz przed dom w piżamie, ze szczoteczką do
zębów w zapienionym pysku, szpetnie klnąc pod nosem, a kiedy dolatujesz
na miejsce gdzieś na końcu ulicy cichnie echo biegnącego człowieka, zaś
tuż pod twoimi nogami zaczyna piszczeć małe i chude gówienko. I nie
ulituj się tu człowieku nad taką włochatą bidą!
Szprotka
jest bardzo rezolutnym i żwawym kocim glutkiem, który panicznie boi się
psów, za to ludzi traktuje jak swoją rodzinę biologiczną. Mam nadzieję,
że w przyszłości polubi się z moją psiną, na którą na razie bardzo się
boczy, co oznajmia wymownie głośnym syczeniem i fukaniem.
Kocilla jest w domu zaledwie trzeci dzień, a już zdążyła poniszczyć kwiaty doniczkowe, rozsmakować się w kablach od laptopa, pobić się i pogodzić z pluszowym misiem, będącym ulubioną psią zabawką, nasiusiać na dywan w przedpokoju i obczaić, że lodówka to bardzo pożyteczny sprzęt domowy, który kryje w swoim wnętrzu różne smakołyki. Jak to z nią dalej będzie, Pan Bóg raczy wiedzieć, ale myślę, że wesoło. Pewne jest tylko jedno – dziewucha będzie nazywać się Szprotka. Co prawda bardziej pasowałoby do niej imię „Sikadło”, ale tu wtrąciła się rodzina, która kategorycznie sprzeciwiła się moim zapędom nazwotwórczym
Nikt
za to nie sprzeciwiał się dokumentowaniu kociejstwa w różnych ważkich
sytuacjach życiowych. Oskar mi za to nie grozi, co najwyżej pacnięcie
łapą. Jeśli kto ciekawy, to zapraszam do zapuszczenia oka w poniższy
link. UWAGA – filmikowi towarzyszy muzyka. Przed kliknięciem
podregulujcie głośność w komputrach
Oooo ja pamiętam Pamelki! Cudne były i takie maleńkie. Ja miałam jedną i też miała takie rajstopki. Podobała mi się jej zginalność, ale niestety stawy kolanowe i łokciowe to miała nietrwałe. Raz trafiła w nieodpowiednie ręce, a odłamaną kończynę trzeba było przytwierdzić na klej :( Nie pamiętam jednak by była tak naburmuszona, ale Twoja (była) Pamelka jest urocza z tym swoim fochem.
OdpowiedzUsuńMnie Pamelki jakoś ominęły w dzieciństwie, a w wieku dorosłym nie porwały swoją urodą. Dlatego bez problemu puszczam je w świat, nie czując potrzeby zachowania ich na półce.
UsuńPamiętam, że taką Pamelkę miała moja koleżanka - także Pamela :-) bardzo mi się wtedy ta laleczka podobała :-) Teraz, gdyby trafiła mi się w ciucholandzie, pewnie bym ja przygarnęła, ale ogólnie chyba straciła do niej serce. Fakt jednak, że jest malutka i słodziutka.
OdpowiedzUsuństraciłam*
UsuńJa jakoś ich nie mogę pokochać. Lubię, a owszem, ale to za mało, by je przy sobie zatrzymać. Zawsze wypuszczam zdobyczne Pamelki w świat :)
Usuńpokaż no tę Szprotkę!!!
OdpowiedzUsuń