Za
każdym razem, kiedy słyszę gdzieś melodię popularnej piosenki „Mam tę
moc”, biorą mnie niekontrolowane drgawki, jeszcze silniejsze niż w
przypadku „Last Christmas” Georga Michaela. Niewinny utwór z filmu
„Frozen” działa na mnie wybitnie drażniąco – nie jestem w stanie znieść
go dłużej niż kilkanaście sekund. Samego filmu też nie dałam rady
obejrzeć i wyszłam z kina po mniej-więcej pół godziny. Dobrze, że za
sprawą jednej z facebookowych rozdawajek bilety były za darmo!
Kiedy
w sklepach zaczął się wysyp lalek wzorowanych na bohaterkach „Frozen” z
początku badawczo im się przyglądałam, zastanawiając się nad zakupem
jakiejś ładnej Elzy. Oczywiście zanim się porządnie namyśliłam
najurodziwsze egzemplarze były dawno wykupione, a po sklepach
rozpanoszyły się Elzy od Hasbro, które z urody były zupełnie podobne do
rozjechanej żaby. Moje chęci zakupowe uwiędły i wyschły na wiór, więc
odpuściłam sobie wszelkie zakusy i zapomniałam, że kiedyś męczyły mnie
podobne ciągoty.
Kiedy
już w sercu zapanowała słodka obojętność, na dwóch aukcjach
internetowych objawiły się Elzy, które teoretycznie mogłabym do siebie
zaprosić, choć nie czułam ku nim poprzedniej mięty. Mimo wszystko
zadecydowałam o udziale w jednej z licytacji, zakładając, że
prawdopodobnie i tak mnie ktoś mnie przebije. Oczywiście istniała
szansa, że aukcją nie zainteresuje się pies z kulawą nogą i lalka trafi
do mnie za śmieszną cenę, ale jako pesymista, zawsze wypatrujący za
horyzontem burzowej chmury, nie bardzo w tę opcję wierzyłam.
A
jednak po raz kolejny muszę zakrzyknąć „A jednak!” Elzie pisane było
zostać moją kolejną domowniczką. Koniec końców, wcale tego nie żałuję,
bo przeżywam ostatnio fascynację 16-calowymi lalkami od Disney Store.
Nie wszystkie chętnie widziałabym u siebie, ale dla jakichś dwóch-trzech
chyba znalazłabym miejsce. Jeśli portfel będzie kiedyś łaskaw
odpowiednio spuchnąć, to pokuszę się o ściągnięcie królewny Śnieżki i,
być może, dużej Gertrudy?
Póki
co Elza jest jedyną lalką w skali 1-16, którą mam u siebie. Do
Tonnerek, podobnych jej wzrostem, kompletnie nie mam serca, a BJD wolę w
większym wymiarze. To oznacza, że Elza jest trochę samotna, bo nie
pasuje ani do lalek barbiopodobnych ani do żywicowych olbrzymów. Znaczy –
narzeczonego sobie Elza wśród moich lalków nie znajdzie!
Jej
uroda nie pozostaje, mimo to, niezauważona. Co gorsza, ściągnęła już
stado adoratorów i to całkiem spore, co o mały włos nie skończyło się
dla mnie boleśnie. Amanci Elzy byli przybrani w czarno-żółte stroje,
wydawali dźwięki jak kołujące Messerschmitty i mieli wygląd srogich
rozbójników. Elza okazała się świetnym wabikiem na szerszenie.
Szerszonki
to owady, których bardzo się boję i unikam jak mogę, jednak podczas
ostatniej ogródkowej sesji fotograficznej ich obecność zauważyłam
dopiero wtedy, kiedy jeden nieziemsko spasiony egzemplarz przeleciał mi
tuż nad uchem. Dwaj jego koledzy krążyli leniwie w pobliżu, a w koronie
pobliskiego drzewa uwijały się kolejne sztuki. Kiedy do mojego mózgu
dotarło, w jakim towarzystwie się obracam, skoczyłam na równe nogi,
zadarłam kieckę prawie po pas (była dość szeroka i podczas ucieczki
plątałaby się miedzy nogami) i łamiąc wszelkie zasady rozsądnego
zachowania pognałam z wrzaskiem do domu, wymachując na wszystkie strony
łapami. Lalka została na trawniku, nieświadoma grozy sytuacji, a
bzyczące towarzystwo z ciekawością robiło wokół niej kółka w powietrzu.
Tu powinnam wspomnieć, że dwaj pasiaści wojownicy poczuli się w
obowiązku eskortować mnie do drzwi domu, ale na szczęście żaden z nich
nie wpadł na pomysł składania wizyty ani nie próbował wtykać mi żądła,
gdzie nie trzeba.
Odważyłam
się wyjść po Elzę późnym wieczorem, kiedy szerszenie odleciały już do
swojego gniazda i w powietrzu nic złowieszczo nie bzyczało. Dopiero
podczas ostrożnego skradania się w pobliże porzuconej samotnie lalki
przypomniało mi się, że w
przypadku spotkania z prążkowanymi indywiduami powinno się zachować
spokój i nie wykonywać gwałtownych ruchów, żeby nie sprowokować ich do
ataku.
* * *
* * *
* * *
* * *
* * *
* * *
Na dźwięk buczenia szerszenia dostaję stanu przedzawałowego... także rozumiem Cię doskonale. Doskonale.
OdpowiedzUsuńTeż mam u siebie tą wersję Elsy i uważam, że jest najbardziej udana ze wszystkich.
Oj tak. Udała się ta olbrzymka nadspodziewanie
UsuńSzerszenie to posłańce szatana. Sama ich nie lubię
OdpowiedzUsuńA co do Elsy to gratuluję. Widziałam kiedyś w SH Annę do kompletu, ale jej nie przygarnęłam
Trafione w punkt. Podkradam twoje powiedzonko o szerszeniach!
UsuńNie przepadam ja za księżniczkami, mimo mojej słabości do balowych kiecek. Jedna Elza mieszka w komodzie mojej córci, ale jakoś mojego serducha nie podbiła. Pelerynkę ma taką sztywną od brokatu, fe - drapie to jak papier ścierny. Twoja jest natomiast wyjątkowo piękna, oczy jej się tak ślicznie śmieją nad uroczo rozsypanymi piegami. To zdecydowanie najładniejsza Elza jaką kiedykolwiek widziałam, a widuję je ciągle.
OdpowiedzUsuńi ja pałam niekontrolowanym i niepohamowanym
OdpowiedzUsuńuczuciem do dużych disneyek - póki co - szóstka
w witrynie się rozpycha - a już kolejna parka
przebiera nóżkami, by jak najszybciej trafić do
Szydełkowa - ale jako, że nie mają magicznych
mocy żadnych - nie potrafią wyczarować szkatułki
ze złotymi monetami, za które opłaciłabym szybciej
przyjazd innych pannic o błękitnej krwi :/
PRZEPIĘKNE foty uskuteczniłaś swej królewnie!!!!!!