piątek, 1 listopada 2019

Lepiej późno niż wcale

Nie pamiętam ile razy pisałam, że najnudniejszym, najmniej wyrazistym i najpaskudniejszym matellowskim moldem jest Mackie. Zarzekałam się, że żadna Mackówna nie przekroczy progu mojego domu i święcie w to wierzyłam. Ale w końcu przyszła kryska na matyska - wraz z grupą trupków trafiła do mnie modliszkowata holidayka i nastąpiło nawrócenie - ani się spostrzegłam, a już zostałam omotana zimną urodą Mackie (można by rzec, że Mackie oplotła mnie mackami). 

Po tym przełomowym wydarzeniu jeszcze trochę się wahałam i trochę boczyłam, bo jakże to tak? - ja, zadeklarowany przeciwnik mackowych twarzyczek zaczynam je lubić i co gorsza, wzrasta we mnie chęć adoptowania jednej z nich (a jeszcze lepiej - dziesięciu)?!

Ale skoro już mleko się wylało, to nie zamierzałam nad tym płakać, a tak pokierować swoje zbieracze zapędy, by było im po drodze z nowo odkrytą fascynacją. I w ten sposób trafiła do mnie złota panienka, czyli Lady luck :)


Znajomi uświadomili mnie, że z jej nabyciem spóźniłam się o ładnych kilka lat, bo tuż po wydaniu tej lalki jej ceny nie tylko nie należały do najwyższych, a wręcz oscylowały w granicy śmiesznie niskich. Na naszym rynku można ją było dostać za kwotę nie przekraczającą 70 złotych. Dziś aż trudno jest w to uwierzyć, bo, po pierwsze, jest to "gold label", czyli lalka przeznaczona dla dorosłych kolekcjonerów, a po drugie, wyższe ceny osiągają niektóre z nieruchawych współczesnych Fashionistas, które do złotki nawet się nie umywają! Nie ten poziom wykonania, nie to opakowanie, nie takie ubranka. A jednak w przeszłości pin-upowa ślicznotka była tania jak barszcz, tylko że ja się jeszcze nią wtedy nie interesowałam. Mimo wszystko - lepiej późno, niż wcale.

Lady luck jest lalką na przykładzie której można wytłumaczyć jakie Mackówny wpadają w orbitę moich zainteresowań. Miłość miłością, ale oczywiste jest to, że nie zachwycam się wszystkimi jak leci. Czar rzucają na mnie tylko te nosicielki moldu, które mogą pochwalić się wyrazistym makijażem i "kocim" okiem. Delikatne Mackie nie znalazły jeszcze drogi do mojego serca. Widać jeszcze do nich nie dorosłam :)

W przypadku "złotki" jestem w stanie zaakceptować nawet błękitny cień do powiek, którego u innej lalki bym nie zniosła. Weźmy na przykład taką Barbie-rockers. Czy jest urodziwa? Ano jest. Czy jest kolorowa i rwie oczy swoją stylistyką? Bez wątpienia. Czy zaproszę ją zatem do siebie? Oj, nie sądzę. Zanadto odstrasza mnie ciemnoniebieski cień na jej powiekach. I tak to właśnie jest - to, co u jednej chwalę, to u drugiej ganię. Starego Zgreda nie zrozumiesz i on sam też siebie nie rozumie ;)


Wyrazista uroda lubi stosowną oraz bogatą oprawę. Nie wyobrażam sobie mojej Mackówny w jakiejkolwiek innej sukni, poza złotą i bardzo opinająca jej figurę. Materiał kiecki doskonale komponuje się z krągłymi kształtami lalki, w dwójnasób podkreślając seksapil tej złotej divy.



 * * *


Skoro już wszystko jest na bogato, to i kolczyki musiały być odpowiednio okazałe. Dla lalki taka ciężka, złota biżuteria, nie jest problemem, ale spróbujcie ponosić coś podobnego w realu! Ja próbowałam kiedyś paradować w podobnych kolczykach. Po kilkunastu minutach miałam wrażenie, że odpadną mi uszy.  Być może za mało je trenowałam. Gdybym wyrobiła sobie w nich mięśnie, to pewnie byłabym w stanie dźwignąć każdą ciężką ozdobę, no i umiałabym latać, jak Dumbo :) 



Last but not least wspomnę jeszcze o rzęsach, bo Barbie z "prawdziwymi rzęsami" wcale nie ma za dużo. Może to i dobrze, bo nie u każdej matellowskiej dziewczyny wyglądają one korzystnie. Na przykład u lalek Barbie z serii  "Great eras" rzęsy dodają twarzyczkom niepotrzebnej ciężkości i powodują, że oczy wydają się wyłupiaste. Dzieje się tak dlatego, że nikt nie pomyślał by nadać im naturalny kształt, taki, jak u żywych kobiet i uformowano je równiutko, jak żywopłot, na całej długości górnej powieki. U mojej złotki rzęsy wyglądają inaczej - są przycięte w szpic, przez co nie zasłaniają, a tylko ocieniają jej przepaściste, liźnięte błękitem oczyska.


9 komentarzy:

  1. Co by nie mówić porównanie dzisiejszych Barbie z tymi sprzed lat, zawsze wychodzi na korzyść tych drugich ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo się Mattel opuścił i nie stara. tylko czekam aż jakaś inna firma wygryzie go z rynku.

      Usuń
  2. I ja nie przepadam ogólnie za tym moldem, choć również mam taką pannę, która mnie zaskoczyła swoją urodą tak, że ją zostawiłam. Ta Twoja jest śliczna i zdecydowanie należało ją mieć. Śliczne te fotki robisz :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się przed nią broniłam, ale jak mi porządnie zmiękły kolana, to odpuściłam sobie wszelkie wahania i zgarnęłam do watahy. Nijak tego nie żałuję i twierdze, ze trzeba było to zrobić wcześniej.

      Usuń
  3. A myślałam, że tylko ja jestem taka nieczuła na urok Mackie, że wystarczy mi patrzeć na nią z daleka, ale niekoniecznie potrzebuję ją mieć w witrynce :) Jedną mam tylko Mackie, ale nie było innej opcji, musiałam schwycić w łapska. Twoja jest wspaniała i nie sposób pomylić ją z żadną inną. Te ciężkie powieki i powłóczyste spojrzenie, wow! A jakie ma boskie kolczyki! Prawdziwa gwiazda. .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dawno temu ścierpieć Mackie nie mogłam, nawet pokłóciłam się w ich sprawie z jednym zbieraczem, ale po latach pękły tamy i stało się - teraz już patrzę na nie inaczej.

      Usuń
  4. A ja akurat Mackie bardzo lubię, choć jak napisałaś - nie wszystkie.
    Ta Twoja jest zjawiskowa! Gratuluję nabytku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję 🤗 Można rzec że uwiodła mnie od pierwszego wejrzenia.

      Usuń
  5. Mackie już daaawno mnie uwiodły
    Twoja to istna brzytwa - i rzęsy
    fantastycznie z umiarem zaaplikowane!

    póki co - jednak pozostaję wierna tym
    subtelnym, retroseksownym Mackie :)

    OdpowiedzUsuń